Propozycje opisane przez Gazetę Wyborczą zakładały między innymi likwidację systemu przesiadkowego A+T bądź możliwość podwyżki ceny sieciówek do nawet 115 zł. Do chwili obecnej jednak Zarząd Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej nie przedstawił żadnych konkretów na piśmie.
Jedyne propozycje jakie radnym przedstawiono, to w listopadzie ubiegłego roku. Wywołały one jednak bardzo negatywne opnie wśród radnych i prezydent Rafał Bruski zdecydował się na ich wycofanie.
Daniel Kaszubowski (od wielu lat interesujący się bydgoską komunikacją publiczną) zauważa, że podwyżki cen biletów i okrajanie rozkładów jazdy będą prowadziły tylko do zmniejszania liczby pasażerów - Z każdą podwyżką, czy też zmianą w układzie linii komunikacyjnych na terenie miasta, notuje się odpływ pasażerów. Można więc zaryzykować stwierdzenie, że komunikacja publiczna, jeżeli chodzi o finansowanie, stoi w miejscu. A już niedługo, tak jak schemat organizacji transportu zbiorowego dla Bydgoszczy, zacznie się zwijać. W końcu gdyby wziąć pod uwagę prognozy demografów, to ludzi w Bydgoszczy będzie coraz mniej. Coraz mniej osób więc będzie z transportu publicznego korzystało, co przełoży się na spadek wpływów z biletów. A gdyby wziąć tu jeszcze pod uwagę rosnące ceny biletów (przy braku znaczących zmian w wynagrodzeniach mieszkańców miasta) bez wątpienia skutkować będzie dalszym regresem transportu zbiorowego.
Było by to przeciwieństwem polityki ratusza, który po przez inwestycje w bus pasy, próbuje przekonywać bydgoszczan, aby zamiast samochodem po mieście poruszali się autobusami i tramwajami.