Kilka dni temu obejrzałem reportaż telewizji TTV, która zajmowała się problemem sprzedaży szkodliwych dla zdrowia substancji w Poznaniu. Z publikacji okazuje się, że zarówno policja jak i sanepid nie mają instrumentów prawnych, aby tego typu działalność w dzielnicy Wilda zamknąć. Z kolei inny portal informacyjny informuje, że we wtorek 14 i 15 latek trafili do szpitala w Lublinie z powodu zatrucia dopalaczem.
Cofnijmy się jednak o 3 lata wstecz. W mediach zrobiło się głośno po śmiertelnym finale zażycia doplacza przez nastolatka. Wywołało to także wrzawę w Bydgoszczy. Z inicjatywy prezydenta Konstantego Dombrowicza przyjęto uchwałę, która zakazywała prowadzenia sprzedaży tzw. dopalaczy na terenie Bydgoszczy. Problem jednak w tym, że było to działanie niezgodne z polskim prawem, dlatego ówczesny wojewoda Rafał Bruski unieważnił tę uchwałę. W tym momencie można się dopatrzeć elementu kampanii wyborczej pomiędzy Dombrowiczem i Bruskim.
1 października na ulicy Dworcowej z inicjatywy radnych PiS pikieta przeciwko sprzedaży tego typu specyfików. Na tej ulicy mieściło się bowiem najwięcej punktów sprzedaży dopalaczy.
Kilka dni później stanowcze działania podjął premier Donald Tusk. Pierw z jego polecenia funkcjonariusze sanepidu oraz policjanci zamknęli wszystkie lokale sprzedające dopalacze. Później wprowadzono ustawę, która miała skutecznie rozwiązać problem tego typu substancji w Polsce.
Miała, bo patrząc na ostatnie wydarzenie można odnieść wrażenie, że rząd póki co wojnę z dopalaczami przegrywa. Problem dopalaczy powraca także w Bydgoszczy. Do tematu będziemy wracać.