- Szału nie było – pisze w jednym z portali społecznościowych poseł Łukasz Krupa, który miał być naocznym świadkiem tego jak bawili się bydgoszczanie na Starym Rynku.

Samo nasuwa się pytanie ile Urząd Miasta Bydgoszczy wydał na organizacje tego tandetnego, nie pasującego w ogóle do sylwestrowej imprezy plenerowej, słuchawkowego SILENT DISCO i co można by zaproponować alternatywnie mieszkańcom na Sylwestra za te pieniądze? – pyta parlamentarzysta.

Odpowiedź na to pytanie znajdziemy w rozstrzygnięciu przetargu na tę imprezę, z którego wynika, że podatnicy zapłacić muszą wykonawcy niecałe 170 tys. zł.  Zabawa polegała na tym, że około 800 osób w namiotach mogło słuchać za pomocą słuchawek muzyki wybranego DJ, przed namiotami ustawiony był natomiast telebim. Nie stało przed nim jednak zbyt wielu bydgoszczan.  Były jednak momenty, jak w okolicach godziny 23, gdy także i w namiotach frekwencja nie zachwycała.

Bydgoska impreza nie dość, że najmniejsza w Polsce to jeszcze najdroższa. We wszystkich miastach koszt organizacji w przeliczeniu na potencjalnego uczestnika wahał się od kilku do kilkudziesięciu złotych. Tylko w Bydgoszczy przekroczył 100 zł – dziwi się poseł Twojego Ruchu.

Dla porównania w pobliskim Toruniu na Rynku Staromiejskim pojawiły się tysiące osób. Imprezę prowadził znany dziennikarz muzyczny Robert Leszczyński, a jej koszt wyniósł około 100 tys. zł.

Przed rokiem w Bydgoszczy nie było w ogóle imprezy sylwestrowej na Starym Rynku, ratusz tłumaczył to koniecznością szukania oszczędności. W tym roku jak widzimy obyło się bez tego oszczędzania. Z miast wojewódzkich z imprezy sylwestrowej zrezygnowała tylko Łódź.