Należę do osób, które z kolei sceptycznie oceniały Bydgoski Budżet Obywatelski – głównie dlatego, że roczne wydatki miasta przekraczają 2 mld zł, gdy energia mieszkańców w ramach BBO koncentruje się na zaledwie 5 mln zł. Jak spojrzymy tylko na wydatki inwestycyjne, to BBO w ostatnich latach stanowiło zaledwie 1% wydatków majątkowych. W 2019 roku w BBO oddano ok. 75 tys. głosów, co w skali Bydgoszczy stanowi konkretną grupę reprezentacyjną, ale te głosy dotyczyły mimo wszystko małej kwoty w skali budżetu miasta. To jest mój główny zarzut, swego czasu w jednej ze swoich publikacji używałem nawet sformułowania ,,obywatelski ochłap”.
Krok w dobrym kierunku
Prowadzone obecnie konsultacje kolejności realizowania nowych inwestycji (te zaplanowane w dokumentach budżetowych są realizowane), są w Bydgoszczy nowością, w mojej opinii jest to jednak krok w dobrym kierunku, bowiem uczestnicząc w nich, jako obywatel decydujemy o znacznie większych pieniądzach – na liście inwestycji, które możemy wskazać są projekty warte nawet kilkaset milionów złotych. Mamy zatem do czynienia z faktycznym zwiększeniem roli partycypacji społecznej.
Osłabienie pozycji radnych
Konsultacje społeczne to tylko wysłuchanie opinii, ale w przypadku tych ze strony prezydenta Rafała Bruskiego i przewodniczącej Rady Miasta słyszeliśmy deklaracje, że wyniki tych konsultacji będą traktowane jako obligatoryjne do konkretnego działania. W takim wypadku inicjatywa osłabia pozycję radnych, bowiem w praktyce ta kompetencja zostaje przerzucona bezpośrednio na suwerena. Radny chcąc przyśpieszyć realizację danej inwestycji, w praktyce więcej może zdziałać agitując wśród mieszkańców, aby oddawali na nią głos, niż w trakcie sesji Rady Miasta.
Na naszych oczach bydgoska demokracja transformuje w kierunku modelu bezpośredniego - modelu, w którym lud podejmuje decyzje, a w mniejszym stopniu jego przedstawicicele, co jest cechą demokracji pośredniej, która w dziejach Polski była bardziej obecna.