Wydawało się, że są to dla bydgoskich polityków sprawy na tyle oczywiste, że nie będzie tutaj żadnego sporu i wszyscy jednomyślnie zagłosują. Bydgoscy radni potrafią jednak zaskakiwać.

Z inicjatywą przyjęcia apelu do Senatu o szybkie zajęcie się ustawą o diagnostach, którą dwa tygodnie temu uchwalił Sejm (ostatnio ten punkt znalazł się w programie najbliższego posiedzenia Senatu, zatem Senat się nim zajmie) wyszli radni Prawa i Sprawiedliwości. Z kolei radni Koalicji Obywatelskiej i Lewicy postanowili rozszerzyć o zaapelowanie do parlamentu również o zajęcie się tematem utworzenia Uniwersytetu Medycznego w Bydgoszczy. Oba tematy w jakimś stopniu się łączą, bowiem gdyby zrealizowano obywatelską inicjatywę utworzenia Uniwersytetu Medycznego w Bydgoszczy, to ta uczelnia dzisiaj zarządzała by bydgoskimi szpitalami a nie toruński uniwersytet.

Radni przez kolejne kilkadziesiąt minut toczyli jałowe spory czy dopisywanie tematu Uniwersytetu Medycznego do tego apelu powinno mieć miejsce. Padał tutaj argument o rzekome rozmywanie się. Radnemu Marcinowi Lewandowskiemu wymsknęło się nawet, że utworzenie Uniwersytetu Medycznego nie przyczyni się do zwiększenia kształcenia lekarzy, czym próbował obalić koronny argument jaki od wielu lat bydgoskie środowiska ponad podziałami wyrażają za utworzeniem tej uczelni.

Ostatni raz porządek obrad Senatu zmieniany był we wtorek, czyli w momencie gdy radni darli koty było pewne, że Senat RP tym tematem i tak się zajmie na najbliższym posiedzeniu planowanym na 5 i 6 października.

Ostatecznie po kłótni radni stanowisko przyjęli bez sprzeciwu – apelując zarówno do Senatu o szybkie procedowanie ustawy o diagnostach, ale też o zajęcie się tematem Uniwersytetu Medycznego w Bydgoszczy. Jeżeli parlament nie zajmie się tym tematem do końca kadencji, czyli w ciągu mniej więcej równego roku, to ponad 160 tys. podpisów pod obywatelskim projektem ustawy trafi do kosza. Zważając na to, że sprawa od 7 lat stoi w miejscu, wydawać może się za zasadne upomnienie o tę sprawę.