W sobotę na trening przybyła grupa około 10 kibiców Zawiszy, którzy podjęli rozmowę z piłkarzami. Na miejsce szybko przyjechały około 4 radiowozy policyjne. Funkcjonariusze nie podjęli jednak żadnej interwencji.
Jako pierwsza o zdarzeniu napisała Gazeta Wyborcza na swoim portalu - Wyglądało to na zastraszanie piłkarzy. Nie można na takie rzeczy pozwalać - mówi właściciel klubu – czytamy w tej publikacji.
Temat szybko przedrukowały pozostałe bydgoskie media, a także piłkarskie. Między innymi internetowe wydanie Expressu Bydgoskiego, gdzie czytamy - To nie pierwszy przypadek w polskiej piłce, gdy agresywniejsze grupy kibicowskie próbują wpływać na piłkarzy i sztab szkoleniowy, chcąc pokazać kto tu rządzi. Nie tak dawno do podobnych zajść doszło w Lubinie (nota bene - grupy kibolskie Zagłębia i Zawiszy są zaprzyjaźnione). Wcześniej „Staruch”, szef „Żylety” z Łazienkowskiej starł się z jednym z piłkarzy Legii.W obu przypadkach doszło do rękoczynów i zamachów na dobra osobiste piłkarzy. Do czego posuną się kibole Zawiszy?
Do tego wydarzenia odniósł się w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego trener Zawiszy Ryszard Tarasiewicz - Kibice faktycznie byli. Wyszedłem do nich pierwszy, chwilę porozmawialiśmy. Nie była to jakaś ostra rozmowa. Później dyskutowali z nimi zawodnicy, trochę dłużej to trwało, ale było spokojnie. Nie uczestniczyłem w tym, ale powiedziałem, że gdyby działo się coś niepokojącego, to mają mnie zawołać. Nie było takiej konieczności. Jeżeli doszłoby do jakiegoś szantażu, to na pewno bym o tym wiedział. Wydaje mi się, że informacje na ten temat, które pojawiły się w mediach, zostały wyolbrzymione.
Jak ustaliliśmy kibice rozmawiali z piłkarzami o oświadczeniu części drużyny, w którym zawodnicy krytycznie odnieśli się do zachowania kibiców na meczu z Lechem Poznań, gdy obrażany był właściciel klubu.
Wersja trenera różni się jednak w dość dużym stopniu od tego co można było przeczytać w lokalnych mediach.