Dlaczego stowarzyszenie niesie duże ryzyko dla regionu?



Święta Wielkiejnocy za nami, zaś przed naszymi samorządowcami okres, w którym będą musieli wypracować wyjście z trudnej sytuacji patowej wokół ZIT. Prezydent Bydgoszczy chce pozostać przy porozumieniu jednostek samorządowych, które daje Bydgoszczy status lidera, natomiast włodarz Torunia dąży do powołania stowarzyszenia, gdzie każda gmina będzie miała równy status.

W rezultacie, gdyby doszło do stowarzyszenia, to decyzje musiałyby zapadać według demokratycznej większości głosów. Oczywiście nie byłaby to w pełni demokracja, gdyż gmina licząca 20 tys. mieszkańców miałaby równy głos z tą liczącą ponad 300 tys. W rezultacie zatem samorządowcy musieliby siebie przekonywać do danych racji nawzajem.

 

Jeżeli ktoś dobrze orientuje się w sytuacji politycznej w województwie kujawsko-pomorskim, to w tym przekonywaniu wzajemnym samorządowców zauważy wielkie ryzyko. Mamy bowiem obecnie marszałka województwa o bardzo dużych uprawnieniach, który miliardy złotych dzieli konsultując się tylko z najbliższymi współpracownikami. Niezbyt fortunie skonstruowane prawo sprawia, że nie musi prosić nawet o opinie Sejmiku. Marszałek stał się w pewnym sensie księciem, z którym każdy samorząd chcący liczyć na dotację unijną, powinien mieć dobre stosunki.

 

Oceniając 8 letnią pracę Piotra Całbeckiego bez większych oporów mogę stwierdzić, że reprezentuje on głównie interes Torunia, czemu też zawdzięcza wysokie poparcie w swoim okręgu wyborczym. Z tego też powodu trudno, aby nie pojawiła się obawa, że w przypadku zawiązania ZIT w formie stowarzyszenia, mógłby on wpływać na samorządowców, aby wewnątrz ZIT realizowali wizję polityczną Torunia. W tym miejscu pojawia się bardzo poważne niebezpieczeństwo.