Otóż pierwsze co przyszło mi do głowy po potwierdzeniu (pogłoski szumiały już od kilku dni), z usta samego Ojca Świętego, iż kolejne Światowe Dni Młodzieży odbędą się w Krakowie to była to myśl następująca – cholera, a może naprawdę ktoś nam daje znaki? Może jest coraz bardziej realna szansa na zmianę? Na odrzucenie tego aksjologicznego skundlenia (copyright – prof. Piotr Gliński) w które zostaliśmy (i daliśmy się) wepchnąć jako Naród?
Znak byłby to wyrazisty choć zawoalowany. Czyż ogólnokrajowa mobilizacja do sprawnego przeprowadzenia takiego wydarzenia nie przysłużyłaby się pozytywnie także naszemu życiu publicznemu?
A z drugiej strony – czyż nie byłby to pozytywny zastrzyk dla naszej gospodarki? Wszak zakładając nawet, iż przyjechałoby, a – niech będzie pesymistycznie – dwa miliony osób, czyż te dwa miliony nie pomogłyby w rozwoju gospodarczym naszego kraju? Tak, powie ktoś – wielkie wydarzenie religijne, a ten tu o pieniądzach! O pieniądzach, owszem – Pan Bóg działa w sposób tajemniczy.
Wszak Polska, szczególnie południowa, posiada bardzo rozwiniętą infrastrukturę hotelarską. Przyjazd pielgrzymów byłby dodatkowym impulsem. Miasta mogłyby znacząco rozwinąć sektor usług na ten krótki czas no i liczyć zyski. Co więcej – na przyjazd papieża Franciszka nie trzeba by budować kolosalnych stadionów umożliwiających wielomilionowe przekręty, zaś na pewno potrzeba by budować i usprawniać infrastrukturę drogową, co dałoby szansę na ożywienie w tym sektorze (bo, że czeka nas recesja długa i bolesna to jest już chyba jasne). Tym samym religijne przeżycie mogłoby się przełożyć na nasz byt w sposób całkiem realny, a ponadto – uruchomić nowe pokłady pomysłowości i przedsiębiorczości wśród obywateli. To równie ważny czynnik o którym nie można zapominać.
Tym bardziej należy się cieszyć z przyjazdu milionów pielgrzymów i papieża Franciszka – oto wydarzenie, które ucieszy zarówno serce jak i „mędrca szkiełko i oko”. Także tego mędrca gospodarczego.