Dyskusja o tym, czy negocjacje dotyczące ZIT z udziałem wicepremier Bieńkowskiej zakończyły się sukcesem czy porażką nie mają sensu. Osoby, które interesują się bowiem tą tematyką doskonale zdają sobie sprawę, że z punktu widzenia Bydgoszczy, ale także i innych gmin z zachodniej części województwa odnieśliśmy porażkę. Kwestie, które prezydent Bruski uważa za wywalczone, nie mają większego sukcesu. Trzeba zatem sytuację nazwać po imieniu i wyciągnąć z niej lekcje, zamiast budowania propagandy sukcesu, którego nie ma.
Nie możemy mieć specjalnie żalu do prezydenta Rafała Bruskiego o to, ze nie przekonał do swoich racji zarówno pani wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej, która od wielu lat optuje za powstaniem wspólnej metropolii bydgosko-toruńskiej, czy toruńskich polityków z marszałkiem Piotrem Całbeckim na czele. Oni dobrze wiedzieli o co walczą, stąd też mało było prawdopodobne, że powiedzą pass, gdy czują się pewni swoich kart.
Żal można mieć do prezydenta jednak z tego powodu, że to on jako wytrawny brydżysta zakomunikował – pass. Wiedząc, że stanowisko Rady Miasta Bydgoszczy oraz wielu bydgoszczan jest w jest kwestii jednoznaczne.
Tym samym prezydent wycofał się z wielu swoich zapowiedzi, że w końcu Bydgoszcz stanie się liderem tego regionu, dzięki czemu kujawsko-pomorskie zacznie się w końcu rozwijać, a nie dalej upadać.
Jak mają inne gminy Bydgoszcz traktować jako lidera, gdy ta nie jest wstanie bronić swojego stanowiska, a co gorsze pokazała w czwartek, że nie jest wiarygodnym partnerem. Warto się bowiem zastanowić w jaki sposób ten kompromis został odebrany w Szubinie i Łabiszynie, gdzie samorządowcy nagle zostaną poinformowani, że będą co prawda z tym ZIT-em stowarzyszeni, ale nie będą mieli nawet prawa głosu. Ponadto jeszcze wczoraj burmistrzowie byli pewni kwot jakie dostaną na wspólne inwestycje, dzisiaj okazuje się, że nie będzie proporcjonalnego do liczby mieszkańców podziału środków, wiec muszą mieć oni nadzieje, że coś im się skapnie. Jak pokazuje jednak praktyka ostatnich lat, w szczególności dla Szubina były to grosze, nic więc dziwnego, że w powiecie nakielskim bezrobocie przekracza 23%.
Solidarność Bydgoskiego Obszaru Funkcjonalnego o czym z dumą przed tygodniem mówił prezydent, okazała się fikcją jeszcze za nim weszła w życie. Pozostaje jednak pytanie, czy radni Szubina i Łabiszyna do tego ZIT w ogóle wejdą, czy bardziej opłacalne nie będzie dla nich współpracować w ZIT-ach powiatowych, gdzie pieniądze mają być wcale nie wiele mniejsze, a współpraca między członkami będzie bardziej partnerska. Obserwując obrady Rady Miejskiej w Łabiszynie, byłem świadkiem jak wielu radnych swoją zgodę argumentowało tym, że dzięki proporcjonalnemu podziałowi środków Łabiszyn ma pewne środki na inwestycje. Po odejściu od tej zasady gmina może nie być dalej zainteresowana współpracą.
Dla prezydenta sukcesem jest jednak to, że to Bydgoszcz ma być na czele zarządu ZIT. Jest to jednak wiara tak samo zgubna, jak naszych elit politycznych z przed kilkunastu lat, gdy sądzono, iż dzięki lokalizacji Urzędu Wojewódzkiego będziemy mieli większy wpływ na politykę województwa. Okazało się to złudne, tak samo jak złudny jest sukces prezydenta Bruskiego.
W praktyce bowiem najważniejsze decyzje zależeć będą albo od konsensusu Bydgoszczy i Torunia albo na drodze głosowania, gdzie potrzebne będzie poparcie 3/4 liczby gmin z powiatu bydgoskiego i toruńskiego. W praktyce strona bydgoska ma 9 głosów i strona toruńska ma 10 głosów mimo, że Miasto Bydgoszcz oraz powiat bydgoski zamieszkuje ponad 443 tys. mieszkańców, a Toruń wraz z powiatem tylko 288 tys. mieszkańców (jeżeli prawo głosu otrzymają także przedstawiciele powiatów, to będzie 10 i 11 głosów). Tak przynajmniej wynika z pierwszych relacji ze spotkania, bowiem nawet jeżeli przyjmiemy, że wszystkie gminy mają po jednym głośnie (czyli także Szubin, Łabiszyn, Nakło) to mamy 12:11 na korzyść zachodu mimo, że tę część ZIT-u zamieszkuje znacznie większa liczba mieszkańców.
Do przeforsowania decyzji będzie potrzeba 15 głosów. O ile w przypadku wschodniej części ZIT gminy będą Solidarnej, to w przypadku zachodniej nie możemy być tego pewni, gdyż jak pisałem już wcześniej Bydgoszcz w czwartek pokazała, że nie jest wiarygodnym partnerem.
Na koniec odniosą się do głównego interesu Bydgoszczy. Celem, o którym mówili bydgoscy samorządowcy od kilku tygodni, było doprowadzenie do dwóch osobnych ZIT, aby raz na zawsze zakończyć spekulację nad projektem powołania tzw. metropolii bydgosko-toruńskiej. W tej zasadniczej kwestii prezydent Rafała Bruski przegrał z wielkim kretesem.
Bydgoszcz znalazła się obecnie w szachu i jeżeli w porę tego wszyscy nie zrozumieją, to za chwilę będzie – szach i mat. Stąd też ratusz zamiast za pośrednictwem internetu budować propagandę sukcesu negocjacyjnego prezydenta, powinien wraz z radnymi jak najszybciej dać sygnał, że na tak niekorzystne warunki Bydgoszcz się nie zgodzi, do czego jako największe miasto tego województwa ma zwyczajne prawo.
Trzeba mieć odwagę powiedzieć – veto! Tą, której zabrakło naszym politykom kilkanaście lat temu, gdy zgodzili się na województwo w kształcie dla Bydgoszczy bardzo niekorzystnym.