SLD w Bydgoszczy uzyskało najprawdopodobniej najwyższe poparcie w kraju, co przełożyło się na najlepszy wynik wyborczy w mieście. Czy zatem uzasadnione jest nazywanie Bydgoszczy czerwonym miastem? W moim odczuciu nie, po prostu coraz więcej bydgoszczan szuka alternatywy dla słabych polityków PO i PiS.
Bydgoscy działacze SLD lepszego startu do wyborów samorządowych nie mogli sobie wyobrazić, przed nimi jednak bardzo ciężka praca, aby wyniki z eurowyborów powtórzyć na jesień. Bydgoszczanie nie poszli bowiem zagłosować na program lewicowy i wizję Europy socjalnej, lecz w opozycji wobec nieprzychylnych Bydgoszczy rządów Platformy Obywatelskiej i słabej opozycji jaką jest PiS. Obie te partie uzyskały poparcie na poziomie około 26%, dla porównania w Toruniu PO miało prawie 40%.
I na taką reakcję powinniśmy patrzeć pozytywnie, bo niezależnie jaką kampanie zrobi prezydent Rafał Bruski,w której informuje, że batalię o ZIT Bydgoszcz wygrała, to mieszkańcy po prostu tego nie kupią. I to powinna być satysfakcja dla tych, którzy o bydgoską rację stanu walczą, że ta działalność ma sens. Mam tutaj na myśli m.in. Metropolię Bydgoską i Towarzystwo Miłośników Miasta Bydgoszczy.
Duże znaczenie dla rozstrzygnięcia tej kampanii miał na pewno też start Jana Vincenta Rostowskiego z pierwszej pozycji na liście PO, co bydgoszczanie odebrać mogli jako objaw arogancji partii rządzącej, co też przez liczne inicjatywy przeciwko Rostowskiemu wyrażali. To także należy uznać za pozytyw, gdyż jak się okazuje, z naszą aktywnością obywatelską nie jest tak źle. Co mnie jednak lekko zdziwiło, to wysoki wynik tego kandydata w Toruniu, wiele osób mi mówiło, że zawdzięcza on to ośmieszeniem naszego miasta po przez słynną wpadkę z ,,Bydgoszczu”. Głosowanie jednak na ,,spadochroniarza” za dobrze nie świadczy o świadomości obywatelskiej torunian i możemy być dumni, że jako bydgoszczanie przez ostatnie lata zrobiliśmy w tej materii duży postęp.
Przy tych wielu słabościach PO, zbyt dużego poparcia nie potrafi zbudować sobie PiS, który w naszym mieście jest słabą opozycją. Pamiętać też trzeba, że ta partia jeszcze do niedawna współrządziła województwem i Bydgoszcz razem z PO. Tak było chociażby w koalicji zawartej z byłym prezydentem Konstantym Dombrowiczem. Po słabszych wynikach PiS-u 4 lata temu, partia Jarosława Kaczyńskiego dla PO przestała być atrakcyjnym partnerem i znalazła się w opozycji.
Obecna sytuacja polityczna w Bydgoszczy w mojej sytuacji jest bardzo korzystna dla powstania ewentualnego ruchu niepartyjnego, który mógłby być alternatywą bardziej atrakcyjną dla bydgoszczan niż SLD. Oczywiście mam tutaj na myśli poważny komitet obywatelski, a nie zbieraninę współpracowników byłego prezydenta Dombrowicza, którzy przez ostatnią dekadę dryfowali pomiędzy PO i PiS-em.
Wysoki wynik Janusza Zemke w regionie to na pewno jego duża zasługa, nie szczędził on bowiem środków na prowadzenie kursów komputerowych dla seniorów i językowych dla biedniejszych dzieci. Te szczególnie ważne były w powiatach, gdzie żyje się trudniej niż w dużych miastach.