Prezydent nie chce powiedzieć radnemu ile podatnicy płacą za telewizję kablową



Demokracja po Inowrocławsku – tak w skrócie można by podsumować zachowanie władz tego miasta. Prezydenci Inowrocławia kompletnie przestali się liczyć z opinią publiczną, a co gorsze za pieniądze inowrocławian chcą budować swój przekaz.

 

Sprawie kupowanych za pieniądze podatników audycji promujących władzę w telewizji kablowej poświeciliśmy już kilka publikacji. Bezskutecznie jaki jest koszt tego przedsięwzięcia próbują ustalić dziennikarze i radni opozycji. I choć zdaniem ekspertów jeżeli sprawa skończy się przed sądem to inowrocławski ratusz musi się liczyć z kompromitacją, póki co jest na to przyzwolenie pozostałych radnych.

 

Lokalni dziennikarze zajmujący się tylko Inowrocławiem są już właściwie przyzwyczajeni do tego, że pewnych informacji z ratusza nie da się uzyskać. Brzmi to trochę dziwnie, gdyż dzieje się to w sercu Europy w kraju, który w tym roku będzie świętował 10-lecie bycia w Unii Europejskiej, a standardy demokratyczne funkcjonujące w Inowrocławiu przypominają bardziej byłe republiki radzieckie.

 

Mimo, że zgodnie z polskim prawem kontrole nad samorządem sprawuje Rada Miejska, to nawet radnemu nie chce się udzielić odpowiedzi o koszty funkcjonowania ,,miejskiej telewizji”. Dokładnie dwa tygodnie temu pytał o to w ramach interpelacji radny Andrzej Kieraj.

 

Dowiedział się tyle, że koszt urządzenia studia telewizyjnego przy ulicy Kasztelańskiej 22 to prawie 10.5 tys. zł. Część sprzętu użycza wewnętrzna firma, która zajmuje się produkcją audycji. Jaka to firma i ile jej za usługę z pieniędzy inowrocławian trzeba zapłacić, tego zastępca prezydenta Wojciech Piniewski w piśmie do radnego nie wyjaśnił.

 

Radnemu pozostaje zatem, albo bawić się dalej ,,w kotka i myszkę” i prosić o doprecyzowanie, na co najprawdopodobniej otrzyma kolejną wymijającą odpowiedź, bądź pójść z tą sprawą do sądu. Wówczas jednak dla miasta może to oznaczać kompromitacje w całym kraju, gdyż tego typu tematy cieszą się dużym zainteresowaniem organizacji pozarządowych walczących o dostęp do informacji publicznej. Dość ważny może być tutaj wyrok Sądu Najwyższego, w sprawie powództwa radnego Warszawy przeciwko prezydent tego miasta. Ratusz nie chciał udzielić radnemu treści umów zawieranych na wykonanie zadań dla gminy tłumacząc się ochroną danych osobowych. Sąd uznał jednak, że umowy należy radnemu ujawnić.

 

Co może dziwić, to bierność radnych koalicji, którzy na taką politykę prezydenta przyzwalają. Dziwić może przede wszystkim brak zainteresowania wyjaśnieniem sprawy przez Solidarną Polskę, której poseł Edward Siarka jeszcze we wrześniu na mównicy Sejmowej zarzucał, że w Polsce cały czas utrudniany jest dostęp do informacji publicznych.

 

Portal się rozkręca

Od ponad tygodnia funkcjonuje także portal informacyjny wydawany przez Kujawskie Centrum Kultury. Jest to przedsięwzięcie w Polsce dość oryginalne, z tego powodu, że o treściach politycznych piszą redaktorzy zależni od prezydenta Inowrocławia, gdyż KCK jest w 100% własnością miasta. W pierwszym tygodniu mogliśmy poczytać nie tylko chwalące działalność prezydenta Ryszarda Brejzy, ale także działalność parlamentarną jego syna – posła Krzysztofa Brejzy, czy atak na starostwo powiatowe ze strony radnego Solidarnej Polski. Nie przeczytamy już jednak o działalności innych parlamentarzystów mimo, że posłanka Anna Bańkowska w ostatnim tygodniu podjęła interwencję w obronie zakładów Soda Mątwy, sprawy na pewno ważniejszej lokalnie niż wątpliwości co do ,,ustnych testamentów” posła Brejzy.