Przekonują, że biletomaty mogą zwiększyć rentowność komunikacji miejskiej

Przed tygodniem odbywał się w Bydgoszczy Kongres Transportu Publicznego. Wydarzenie miało rangę ogólnopolską, nas jednak interesowały przede wszystkim nasze lokalne problemy i sposobowi ich rozwiązania skupialiśmy głównie naszą uwagę goszcząc na tym wydarzeniu.

Kilka tygodni temu przedstawiłem swoje obserwacje dotyczące dość słabego systemu dystrybucji biletów dla komunikacji publicznej w Bydgoszczy. W niedzielę, gdy większość kiosków jest zamknięta, to są w mieście miejsca, gdzie zakup biletu jest wręcz niemożliwy, zaś u kierowcy można zakupić bilet tylko za odliczoną kwotę. Gdy się bliżej jednak temu zagłębić, to problemy z dostępnością biletów występują nawet w dni powszednie na niektórych osiedlach. Są bowiem miejsca, gdzie sprzedaż biletów o obrębie 2 km prowadzi jeden punkt, tam zaś sprzedawca robiąc sobie przerwę na papierosa sprawia, że pasażer nie ma jak zakupić bilet.

 

O tym problemie rozmawiałem w ubiegły czwartek z przedstawicielami firm zajmujących się dystrybucją automatów biletowych. Wszyscy powołując się na przykład Wrocławia twierdzili, że usprawnienie systemu sprzedaży przynieść może sprzedaż liczby biletów o nawet kilkadziesiąt procent. Na kongresie przedstawiono bowiem badania, z których wynika, że duża część osób jeżdżących na gapę, nie robi tego ze złej woli, ale z powodu braku wygodnej możliwości zakupu biletu.

 

Gdy zacząłem pytać, o koszty dla miasta takiego rozwiązania, tłumaczono mi, że miasto nie musi kupować automatów montowanych w autobusach i tramwajach na własność, zaś wypożyczyć za prowizję podobną do tej, którą płaci się właścicielom kiosków z tytułu sprzedaży biletów.