Przy głównodowodzącym armii wielkopolskiej generale Józefie Dowbor-Muśnickim znajdowała się czwórka ,,ataches militaries”, czyli przedstawicieli wojsk: Francji, Włoch i Anglii i Ameryki. O różnicach w ich charakterach pisze gen. Dowbor-Muśnicki w swoich pamiętnikach.
Najlepsze relacje łączyły głównego dowódcę powstania wielkopolskiego z płk. Marquetem z Francji.
– Płk. Marquet był moim przyjacielem – pisze wprost gen. Józef Dowbor-Muśnicki – We wszystkich ważniejszych sprawach radziłem się go, a podczas wszystkich moich podróży na front zawsze mi towarzyszył.
Płk. Marquet udał się z Dowborem-Muśnickim 22 stycznia 1920 roku do Bydgoszczy, która dwa dni wcześniej została przejęta przez Polaków. Gdy miał on zacząć przemawiać po mszy w kościele pojezuickim na Starym Rynku pojawił się wielki entuzjazm wśród bydgoszczan, który zrobił na nim bardzo duże wrażenie. Bydgoszczanie zareagowali bowiem tak żywo na wizytę francuskiego oficera.
W pamiętnikach Dowbor-Muśnickiego czytamy także, że to właśnie Marqueta radził się kilka miesięcy wcześniej, wobec ewentualnego zdobycia Bydgoszczy siłą przez armię wielkopolską. Ten krok został jednak odradzony, gdyż mógłby zaszkodzić rozmowom pokojowym w Paryżu, gdzie niemal pewne było przyznanie Polsce miasta nad Brdą.
O przedstawicielu Włoch gen. Romei także się polski generał wypowiada z sympatią – Najserdeczniej odnosił się do sprawy polskiej. Za jego wstawiennictwem, Włosi wysłali pod Lwów armaty.
Na temat przedstawiciela Anglii gen. Jóżef Dowbor-Muśnicki wypowiada się neutralnie – Mógł zrobić wiele , ale jakoś nie kwapił się z tym.
Najciekawszy wpis dotyczy jednak Amerykanina, który miał zajmować się w Polsce głównie robieniem niezwiązanych ze sprawami wojskowymi interesami – Ile jeździł po terenach Poznańskiego, wyszukując na czym można by zrobić interes. Po jednej z takich przejażdżek powiedział mi z rezygnacją” ,,ale przecież tu u was, nic prócz kartofli nie ma”.