Miała być to zwykła sobota



Fot: Weronika Poczwardowska /2010

Nic nie zapowiadało, że dzień 10 kwietnia 2010 roku na stałe wpisze się do historii Polski i to na dodatek w sposób ponury. W Bydgoszczy była to zwykła wiosenna sobota kwietnia.

Nad ranem pojawiły się pierwsze informacje o rozbiciu się w Smoleńsku samolotu z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie. Wówczas były jednak nadzieje, że była to katastrofa znacznie mniejszych rozmiarów i wiele osób ją przeżyje. Przez wydłużające się dziesiątki minut panował wielki chaos informacyjny, a później okazało się, że nikt nie przeżył. Później zaczęły docierać do nas informacje o tym kto leciał razem z prezydentem – wysocy rangą generałowie i wielu wspaniałych Polaków. Rozpoczęła się żałoba narodowa.

 

Po południu pod Pomnikiem Walki i Męczeństwa na Starym Rynku zaczęły pojawiać się kwiaty i zapalane były znicze. Był to spontaniczny odruch emocjonalny bydgoszczan, gdyż pomnik ten nie miał nic wspólnego z Katyniem, ale poczuliśmy, że to jest właśnie w tym miejscu powinniśmy oddać im hołd. W ratuszu i Urzędzie Wojewódzkim wystawione były mimo soboty księgi kondolencyjne, bp. Jan Tyrawa odprawił specjalną mszę, a kibice Zawiszy zebrali się pod stadionem na chwilę zadumy.

 

 

Atmosferę żałoby było czuć w Bydgoszczy jeszcze przez kilka dni. Pod pomnik przychodzili uczniowie, a wielu bydgoszczan udało się do Warszawy, aby oddać parze prezydenckiej ostatni hołd. Wiązało się to z koniecznością wystania w kolejce kilku, a niekiedy nawet kilkunastu godzin.

 

Polacy byli w te dni zjednoczeni. Ten czar jednak szybko prysł i rozpoczęła się wielka polityka. Mimo tego warto wspomnieć te dni z kwietnia 2010 roku.