W poniedziałek odbędzie się nadzwyczajne posiedzenie Rady Miasta Bydgoszczy poświęcone inicjatywie utworzenia w Bydgoszczy Uniwersytetu Medycznego. Już teraz wiemy jednak, że będzie ono zbojkotowane przez władze Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Rektor tej uczelni nie kryje pod bydgoskim adresem gorzkich słów.
Rozumiem, że wielu z nich woli uczelni z szyldem Bydgoszcz niezależnie od poziomu naukowego – napisał w liście do bydgoskich radnych rektor UMK prof. Andrzej Tretyn.
Wymowa tych słów wydaje się dość arogancka, a po części dotyka również ponad 160 tys. osób, którzy podpisali się pod obywatelskim projektem ustawy o utworzeniu Uniwersytetu Medycznego w Bydgoszczy.
Rzeczą oczywistą jest, że w interesie UMK leży pozostanie Collegium Medicum w strukturach. Dzięki budowanej przez pokolenia bydgoszczan uczelni medycznej, pozycja toruńskiego uniwersytetu w rankingach jest tak wysoka. Odejście CM może dla UMK oznaczać spadek do niższej ligi akademickiej.
Zagrożeniem dla UMK nie są jednak bydgoskie ambicje, lecz brak umiejętności partnerskiej współpracy. Dla Bydgoszczy Collegium Medicum ma duże znaczenie i nie chodzi tutaj o siedzibę zawartą w nazwie; bydgoska społeczność chce rozwoju uczelnie medycznej, dlatego też na koszt miasta UMK przekazano gmach w reprezentacyjnym miejscu, przy ulicy Dworcowej. W siedzibie dawnej dyrekcji Pruskiej Kolei Wschodniej, miały się mieścić nowe wydziały Collegium Medicum. Po stronie UMK brak jednak determinacji, aby te pragnienia bydgoskie wprowadzić w czyn. Na tym specjalnie rektorowi Tretynowi nie zależy, go bardziej martwi pozycja UMK w rankingach. Mamy zatem do czynienia z sytuacją, gdy UMK korzysta z obecności w swoich strukturach CM, ale nie chce uczelni medycznej dać nic w zamian.
Nie przybycie przedstawicieli UMK na sesję Rady Miasta Bydgoszczy doprowadzi zatem tylko do budowania dalszych napięć bydgosko-toruńskich. W tym momencie może to oznaczać nawet ich eskalację.