,,Komuniści chcieli zrównać lekarzy z robotnikami przez niskie płace”



 Fot: Mark Wagner / sxc.hu

Rozmawiamy z ekspertem Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, socjologiem medycyny dr. Stanisławem Maksymowiczem na temat sytuacji młodych lekarzy w Polsce i jej wpływu na nasze bezpieczeństwo zdrowotne. Temat wydaje się na czasie również w naszym regionie, gdyż Region Bydgoski NSZZ Solidarność uważa, że sprawą powinna zająć się Wojewódzka Komisja Dialogu Społecznego.

 

Doktor Stanisław Maksymowicz jest autorem artykułu pt. ,,Jak Pokolenie Y leczy Polskę „ w czerwcowym wydaniu ,,Nowej Konfederacji”, który jest ważnym głosem w dyskusji na temat sytuacji młodych lekarzy.

 

Chciałbym zacząć od cytatu z artykułu – ,,Nie ma jednak powodu, by podchodzić do lekarzy jak do niewolników, traktujących kodeks etyki zawodowej jako plan życiowy”.

Etos lekarza budowany był w oparciu z jednej strony o duże zaufanie społeczne ale z drugiej na bardzo ciężkiej pracy lekarza. Widać to chociażby w głośnym filmie ,,Bogowie”, w którym tytaniczna praca i wielogodzinne operacje są centrum świata kardiochirurgów profesora Religi. Każdy kto pochodzi z rodziny lekarskiej pamięta zresztą, że swoich rodziców raczej nie widywał. Związane jest to m.in. z zaszłościami historycznymi. Komuniści chcieli zrównać lekarzy z robotnikami, między innymi przez niskie płace. Wcześniej istniał etos lekarza samotnego, chodzącego po wsiach i miastach, poświęcającego cały swój czas na pomoc innym.

 

Dziś jak uważam, pojawiło się nowe pokolenie lekarzy, które chce oczywiście nadal poświęcać się dla pacjenta, ale nie chce być częścią tego etosu, który stworzył starsze pokolenie. Jeszcze kilkanaście lat temu lekarze zarabiali nędznie, dyżury były więc niezbędne dla poratowania rodzinnych budżetów. Coraz częściej jednak kontrakt specjalisty wystarcza, by godnie żyć i to widzą młodzi, którzy chcą mieć swoje rodziny i być częścią społeczeństwa – jak ich rówieśnicy pracujący w innych branżach. Młodzi rezydenci nie walczą więc tylko o większe pieniądze, ale też o to, aby mieć czas na założenie rodziny, hobby czy dokształcanie się. Widzą przy tym jak wygląda sytuacja ich kolegów za granicą, którzy pracują po 8 godzin za podobną pensję ale… w euro.

 

Docierają do mnie sygnały, że starsi lekarze często wykorzystują młodszych. Nie bez przyczyny również zainteresowanie problemem związków zawodowych. Czy spotkał się Pan z takim zjawiskiem?

Młodzi lekarze – rezydenci – są faktycznie powszechnie wykorzystywani do prac biurowych czy do tzw. brudnej roboty. Świadczą o tym wypowiedzi wielu moich znajomych jak i wpisy na licznych forach. Są to oczywiście sytuacje patologiczne i nie można tego uogólniać dla całego kraju, ale sygnały o tym docierają do mnie z niepokojącą regularnością. A przecież rezydentura ma polegać na tym, aby młodzi lekarze uczyli się nowych rzeczy niezbędnych w ich zawodzie, w praktyce poznawali skomplikowane procedury leczenia, wyrabiali nawyki pod okiem „mistrza”.

 

Młodych wykorzystuje się jednak również do zapchania grafiku dyżurów

Oczywiście młodzi lekarze chętnie biorą dyżury, gdyż wiąże się to z dodatkowym wynagrodzeniem. Gorzej, gdy są do tego przymuszani, zdarza się za symbolicznym wynagrodzeniem. Nie dzieje się dobrze, gdy braki kadrowe są niwelowane młodymi lekarzami bez należnej gratyfikacji. Polaryzuje to jeszcze bardziej środowisko wewnątrz szpitala, pogłębiając tylko problemy młodych. Uporządkowanie kwestii dyżurów jest dlatego ważnym postulatem rezydentów.

 

Czy podjęcie problemu przez Wojewódzką Komisję Dialogu Społecznego będzie dobrym ruchem?

Komisja trójstronna, w której uczestniczyli by przedstawiciele pracowników i związków czyli lekarzy, pracodawców czyli szpitali i decydentów – ministerstwa zdrowia – jest jednym z lepszych mechanizmów do prowadzenia dialogu, który umożliwia nasza demokracja.

 

Rezydenci zorganizowali już znakomitą akcję „adoptuj posła” i pokojowy protest w Warszawie. Oba działania nie odniosły żadnego realnego efektu. Teraz zostają im skrajne działania, mówi się o możliwym odejściu od łóżek. Taka sytuacja miała miejsce w Wielkiej Brytanii z tzw. „junior doctors”, co doprowadziło do poważnej destabilizacji systemu ochrony zdrowia. Miejmy nadzieję, że u nas do tego nie dojdzie. Ale aby tak się nie stało, rząd musi zacząć poważnie traktować młodych lekarzy.