Po zamachach w Belgii. Miasto sparaliżowane [Raport]

Fot: Serge Massart / Twitter

Około 40 minut przed zamachem na brukselskim lotnisku Zaventem był na nim europoseł Janusz Zemke. Jak przyznaje, wówczas nie spodziewał się, iż może wydarzyć się coś niedobrego. Widok uzbrojonych żołnierzy na Zaventem jest od kilku tygodni bowiem niczym nadzwyczajnym. Na pewno przez najbliższe dni wszyscy będziemy zadawać sobie pytanie – co dalej z Europą?

 

Około godziny 8 rano na lotnisku Zavantem we wschodniej Brukseli doszło do wybuchu. Natychmiast podjęto decyzję o odwołaniu planowanych lotów, zaś samoloty przekierowano na inne lotniska (PLL LOT skierował samolot z Warszawy do niemieckiego Dusseldorfu). Po godzinie 9 wybuchy miały miejsce również na stacjach metra Schuman i Maelbeek, które znajdują się blisko instytucji Unii Europejskiej, w tym Parlamentu Europejskiego. Na Maelbeek jak wynika ze wstępnych ustaleń wybuchła bomba ukryta w jednym z wagonów pociągów metra. Liczbę ofiar śmiertelnych szacuje się na 34 osoby.

 

Premier Belgii Charles Michel potwierdził publicznie, że w jego kraju doszło do zamachów terrorystycznych. Najprawdopodobniej odpowiedzialność za nie ponosi Państwo Islamskiego. Do Belgii płyną kondolencje z całego świata – Myślami jesteśmy w Brukseli, modlitwą za ofiary, mamy nadzieje, że ofiar nie będzie już więcej – powiedziała premier Polski Beata Szydło, która po szybkim spotkaniu z mediami udała się na posiedzenie polskich służb bezpieczeństwa. Obecnie w naszym kraju nie wprowadzono stanu zagrożenia, na lotniskach i dworcach widoczne są wzmożone patrole służb.

 

Budynki UE chroniło po zamachach wojsko, pojawiły się również wozy pancerne.

 

Ewakuowana elektrownia atomowa

Po godzinie 14 zapadła decyzja o ewakuacji elektrowni atomowej Tihange. Belgijskie służby w jednym z mieszkań należących do osoby podejrzanej o współpracę z islamistami znalazły 10 godzin nagrań z dyrektorem elektrowni.