Stanowisko Unii Metropolii Polskich miało wymiar polityczny (komentarz)



Prezydenta Bydgoszczy Rafała Bruskiego można zaliczyć do grupy samorządowców, którzy lubią eksponować swoją przynależność do Platformy Obywatelskiej oraz niechęć do rządu Beaty Szydło. Tak było, gdy na manifestacjach podskakując skandował ,,kto nie skacze ten za PiS-e”, bądź gdy pod biurem tej partii w płomiennym przemówieniu podnosił, że rząd kupuje Polaków za 500+. Przed kilkoma dniami prezydent się jednak zagalopował.

 

Prezydent w poniedziałek mówił prawdę, iż do Bydgoszczy żadni imigranci bez zgody rządu nie przyjadą. W tym aspekcie bydgoszczanie mogą czuć się bezpieczni, bowiem trzeba uczciwie powiedzieć wprost, że Bruski żadnych imigrantów do nas nie sprowadzi. Nie ma on jednak racji w twierdzeniu, że ostatnie stanowisko prezydentów Unii Metropolii Polskich zostało źle odebrane. Zostało ono bowiem przyjęte kilka dni po tym, gdy w Brukseli szef PO Grzegorz Schetyna wypowiadając się w imieniu samorządowców, czyli również sygnatariuszy stanowiska UMP, że w sprawie relokacji uchodźców będą solidarni z Unią Europejską, a dokładniej polityką jej elit. Stanowisko UMP przyjęte tuż po tym zdarzeniu miało na celu pokazać, że Schetyna ma przebicie w samorządach. Było to zatem wyraziste stanowisko polityczne.

 

Tak jak to w przypadku treści politycznych bywa, są one różnie interpretowane – takie prawo demokracji. Znalazły się w Bydgoszczy osoby, które postanowiły to stanowisko wykorzystać jako pretekst do referendum i wykorzystać przeciwko Rafałowi Bruskiemu. Osobną kwestią jest to, czy będzie on wystarczający, aby do referendum ostatecznie doszło, ale to temat na osobne rozważania. Prezydent nie może jednak nikogo pretensji, iż wokół tego stanowiska UMP narosły takie emocje, skoro świadomie podpisał się pod tą treścią polityczną, tak samo jak świadomie manifestował pod biurem bydgoskich posłów PiS.

 

Uchodźcy to nie jest nowy temat

W bydgoskim samorządzie o temacie przyjmowania uchodźców dyskutowano właściwie przez ostatnie pół roku. Zaczęło się od petycji Steru na Demokrację, organizacji której przypodobać chciała się większość radnych koalicji PO – SLD Lewica Razem. Dzięki determinacji przewodniczącej Komisji Rodziny i Polityki Społecznej Moniki Matowskiej – z bydgoskiej Rady Miasta wyszło do MSWiA pismo, w którym Bydgoszcz wyraża chęć przyjęcia uchodźców.

 

Posiedzenia komisji bywały niekiedy burzliwe i pełne politycznych emocji. Na jednym z nich wiceprzewodniczący Rady Miasta Lech Zagłoba-Zygler stwierdził wprost, że w naszym narodzie, również w samej Bydgoszczy, powszechna stała się nietolerancja i ksenofobia, dlatego w naszym interesie jest przyjęcie uchodźców, aby te złe cechy osłabić. Taki sformułowania z najbliższego otoczenia politycznego prezydenta padały.

 

Najlepszym wnioskiem wydaje się w tym miejscu stwierdzenie, że bardzo źle się stało, iż dopuszczono, aby bydgoski samorząd stał się poligonem sejmowej polityki. Temu jednak wini są sami politycy.