Była to na pewno dość intensywna kampania wyborcza, ale czy ciekawa? Na pewno emocjonująca dla lokalnej klasy politycznej, ale tylko dlatego, bowiem uzyskanie bądź nie uzyskanie mandatu, może skutkować pewnymi przemeblowaniami w układzie sił.
Zwycięstwo Koalicji Europejskiej w okręgu kujawsko-pomorskim raczej nikogo nie zaskoczyło. Takie rozstrzygnięcie typowali zarówno lokalni działacze PO, ale też i sztabowcy kandydatów PiS-u. Jedyna rzecz jaka mogła emocjonować to wynik w skali ogólnopolskiej, gdzie jednak doskonale wszyscy sobie zdawali sprawę, że zależeć będzie wszystko od tego, czy bardziej zmobilizuje się popierający w większej mierze PiS elektorat ze wschodniej części kraju, czy bliższy Koalicji z zachodu. Tutaj pojawić mógł się mętlik za sprawą dość rozbieżnych od siebie sondaży w ostatnich dniach kampanii oraz przewidywaniom, że namieszać może Konfederacja, która ostatecznie nie przekroczyła progu.
W regionie największe emocje budziła kwestia kto zdobędzie mandaty. Dwa mandaty nie są wielkim zaskoczeniem, co prawda w ostatnim tygodniu mówiono, że jest nadzieja na trzy, ale powiedzmy, że były to bardzo optymistyczne nadzieje. Wydaje mi się, że politycy mówiący o trzech mandatach, bardziej chcieli zmobilizować elektorat do pójścia na wybory.
Nie pytano zatem kto wygra w regionie, lecz czy mandat z KE zdobędzie Sikorski, Brejza, a może zaskoczy Janusz Zemke. W PiS natomiast były to emocje pomiędzy europosłem Kosmą Złotowskim, a posłem Tomaszem Latosem. Jak się śledziło kampanie z bliska, to można było wręcz odnieść wrażenie, że rywalizacja pomiędzy tymi nazwiskami była istotniejsza, niż pomiędzy PiS-em i KE.
W mojej opinii wygrali lepsi, bowiem nie tylko zdecydowało ,,poll position” w postaci otwierania list, lecz także pokazali oni bardziej przemyślane kampanie, co może wynika z posiadanego doświadczenia politycznego. Gdy ich główni rywale liczyli, iż zwycięstwo przyniesie im zainwestowanie ogromnych pieniędzy w outdoor. Wybrani europosłowie Radosław Sikorski i Kosma Złotowski potrafili zbudować wokół siebie pewne narracje, pokazać jakąś wizję, czego zabrakło Brejzie i Latosowi. Potrafili opowiedzieć coś wyborcy, co należy docenić, choć nie zawsze z tymi narracjami trzeba się zgadzać.
Jako pierwszy taką narrację zaprezentował europoseł Kosma Złotowski mówiąc, że w Unii Europejskiej jest tendencja do likwidacji tożsamości narodowych, że próbuje się zbudować ,,nowego człowieka” bez takiej tożsamości, dlatego on wraz ze swoją formacją chce się temu przeciwstawiać. Natomiast Radosław Sikorski uaktywnił się dopiero na konwencji wyborczej w ostatnim tygodniu kampanii, gdy powiedział o tym, że Polska może być miejscem, w którym uda się przystopować eurosceptyków, aby uratować Unię Europejską przed rozpadem. Wypowiadający się na tej samej konwencji poseł Krzysztof Brejza, właściwie niczym takim nie zabłysnął, poza stwierdzeniem, że jako europoseł będzie nadal robił to robi obecnie. Gdy jeszcze kilka tygodni wcześniej wiele osób wskazywało na Brejzę jako polityka, któremu należy dać szansę, to po tej konwencji zauważyłem, że zaczęli się skłaniać ku Sikorskiemu.
Jak już wspomniałem, z tymi narracjami nie musimy się zgadzać. Wybory w Polsce nie miały bowiem większego wpływu na to, że we Francji i we Włoszech zwyciężyły siły wyraźnie eurosceptyczne. PiS natomiast mimo konkretnego zwycięstwa w Polsce, w Parlamencie Europejskim będzie raczej w mniejszości, wybory w Wielkiej Brytanii mocno osłabiły głównych sojuszników z grupy ECR – Partię Konserwatywną.