Z badań wynika, że tylko 54% Polaków wyraża zainteresowanie zaszczepieniem się przeciwko COVID-19, podobny wskaźnik jest na Węgrzech, gorzej jest tylko w Rosji. Przy tak niskiej zaszczepialności nie jest powiedziane, że uda się w najbliższych miesiącach zakończyć w Polsce epidemię.
Od pewnego czasu premier Mateusz Morawiecki zapowiada, że po nowym roku rozpocznie się szczepienie, co powinno przywrócić w naszym kraju normalność, w sensie otwarcia w pełni gospodarki. Nie wiadomo jednak, czy szczepionki uchronią nas tylko przed zachorowaniem, ale czy wyeliminują możliwość bycia przez nas nosicielami COVID-19 – w takim wypadku, przy niskiej wyszczepialności, szczepionka nie rozwiązałaby problemu epidemii.
Jak wynika z badań Ipsos – Rosja, Polska i Węgry to kraje, gdzie panuje największy sprzeciw wobec szczepieniom na COVID-19 – w naszym kraju jest to 45%. Dla porównania średnio dla krajów objętych badaniem panuje 74% akceptacja szczepień (do 54% w Polsce). W Europie najbardziej chętni do szczepień są Brytyjczycy – 85%, przed Hiszpanami – 72%. Nawet Szwedzi, do których modelu jako wzorcowy często nawołują przeciwnicy obowiązkowych szczepień w Polsce, w 67% popierają szczepienia, przy 33% sprzeciwu.
Według rządowej strategii ogłoszonej w piątek, szczepienia mają być w Polsce dobrowolne. Jak wynika z badania Ipsos aż 18% ankietowanych przeciwnych szczepieniom za przyczynę wskazuję to, że są przeciwni szczepieniom, bo taki mają światopogląd.
Szczepienia mają największy sens wtedy, kiedy są możliwe powszechne. Tymczasem nie ma pewności, czy osoby zaszczepione nie będą nosicielami choroby. Takich badań po prostu nie przeprowadzono. Więc decyzja o nieszczepieniu się jest potencjalnie niebezpieczna, nawet przy kontakcie z zaszczepionymi osobami – pisze na łamach Nowej Konfederacji dr Stanisław Maksymowicz