Odnoszę wrażenie, iż niektórzy radni ,,mają przekonanie”, że są znanymi politykami, czy nawet celebrytami, zaś mieszkańcy z utęsknieniem czekają na kolejną sesję Rady Miasta, aby usłyszeć co oni mają ciekawego do zakomunikowania lub jak ,,dowalić” przeciwnikowi politycznemu. Jest to przekonanie błędne, bowiem sesja Rady Miasta to przede wszystkim miejsce tworzenia prawa lokalnego.
Nie oszukujmy się, posiedzeniami Rady interesuje się może z 200 osób, z czego duża część to urzędnicy, którzy obrad słuchają służbowo. Nieco więcej odbiorców mają publikacje medialne (mówimy o tych dziennikarskich, nie papkach propagandowych), ale jak ktoś już czyta lub ogląda, to bardziej interesuje się tym co uchwalono, niż co dany radny powiedział. Zdecydowana większość bydgoszczan nawet nie wie jacy radni reprezentują ich w okręgu, pewnie są tacy co nawet nie pamiętają na kogo głosowali.
Piszę o tym, bo odnoszę wrażenie, iż jest kilku radnych, którzy przychodzą na sesję (w ostatnim czasie łączą się zdalnie) jak na jakąś bitwę, zaś ich zmaganiami interesują się rzesze bydgoszczan. Ci z koalicji chcą pokazać rywalom z opozycji, że politycznie nie mają żadnej mocy sprawczej, z kolei radni opozycji ,,romantycznie” polec w boju. Rada Miasta jak do tej pory była w pierwszej kolejności miejscem stanowienia prawa, to teraz schodzi to na drugi plan, bo pierwszym celem jest podyskutowanie sobie jak w jakimś hydeparku.
Stanowienie prawa to proces odpowiedzialny, ideą funkcjonowania takich ciał gremialnych jak Rada Miasta jest z racji tego, iż dany projekt opiniuje w przypadku Bydgoszczy 31 osób, wypracowanie jak najwyższej jakości prawa lokalnego. Dyskusja powinna zatem dotyczyć głównie konkretnych zapisów projektu, do których radni mogą zgłaszać poprawki.
W praktyce wygląda to już znacznie gorzej – ta kadencja jest pierwszą, w któreji spotykam się z sytuacją, że radni wprost przyznają, że wypowiadają się w tematach, o których nie mają pojęcia. Brak wiedzy z dziedziny ekonomii nie przeszkadza jednak w stawianiu ostrych zarzutów co do dokumentów budżetowych. To nie jest budowanie dobrego prawa dla bydgoszczan, ale zwykłe popisywanie się. Kiedyś, gdy ktoś nie miał specjalnej wiedzy to się z tym nie obnosił, nie zabierał głosu w sprawach o których nie ma pojęcia. Na hydeparku jednak wszystko można! Na ostatniej sesji trudno już zliczyć ile razy użyto po obu stronach słowa ,,kłamca”. Jak jednak tworzyć dobre dla mieszkańców prawo, gdy wszyscy sobie zarzucają kłamstwo?
Z ważnego apelu wyszedł bubel
Na koniec jeden praktyczny przykład z ostatniej sesji. O ile najwięcej zarzutów o robienie hydeparku z sesji Rady Miasta można skierować do radnych opozycji, to bubel ze stanowiska w sprawie działań marszałka, które doprowadziły do ograniczenia przewozów kolejowych, zrobili radni koalicji. Stanowisko zaproponowane przez PiS było o tyle ciekawe, bowiem oprócz krytyki dla cięć w połączeniach, podnosiło również ograniczanie inwestycji, w tym nie zrealizowanie w bieżącej perspektywie finansowej UE skomunikowania Bydgoszczy z Kcynią oraz wyrażający poparcie i potrzebę zaangażowania Samorządu Województwa w inicjatywę budowy linii Bydgoszcz – Koronowo – Więcbork.
Radni Koalicji Obywatelskiej i Lewicy chcieli przy tej okazji dowalić rządowi i dołożyli zapisy o ,,klęsce rządowego programu PKS-ów”, przez co stanowisko nie zostało przyjęte już jednomyślnie. Uzasadniano to rzekomymi skutkami wobec finansów województwa. Zapis o PKS w tym stanowisku to poważny bubel, bowiem w okolicach Bydgoszczy komunikacja autobusowa ukształtowała się w warunkach wolnego rynku i gdy przewoźnicy słyszą o możliwości ich dotowania, to od razu się denerwują (dotować można jeden podmiot, więc pozostali staliby się niekonkurencyjni). Z punktu widzenia Urzędu Marszałkowskiego najbardziej na nierentowność przewozów autobusowych realizowanych przez wojewódzką spółkę K-PTS z siedzibą we Włocławku wpłynęło dotowanie przewozów przez Powiat Lipnowski na swoim terenie, co podważyło rentownością K-PTS. Każdy kto ten aspekt śledzi wie, że marszałek Piotr Całbecki od wielu lat oczekuje przepisów, które dawałyby Samorządowi Województwa monopol na organizowanie polityki autobusowej (model niemiecki).
Być może koalicja chciała się tym odegrać za momentami niepoważne zachowanie radnych opozycji we wcześniejszej części obrad, ale w praktyce wyszedł z tego bubel.