– Jak państwo widzą, z sukcesem zakończyliśmy negocjacje na naszych warunkach – tak przed dwoma tygodniami negocjacje z przewoźnikami kolejowymi podsumował marszałek Piotr Całbecki. O tych negocjacjach i zawirowaniach nie ma sensu po raz kolejny się rozpisywać, cała ta sytuacja wywołała jednak dla pasażerów chaos, a plakaty z rozkładami jazdy pojawiły się dopiero na kilka godzin przed wejściem ich w życie. W zamian mamy mieć natomiast więcej pociągów.
– W 2020 roku zamówiliśmy 4 mln pociągokilometrów, od 12 grudnia, na następny rok, kupimy ich u operatorów 5,250 mln. Wzrost pozwoli nam nasycić linie kolejowe pociągami – chwalił się marszałek województwa.
Fakty są jednak takie, że poza pandemicznymi latami 2020 i 2021, w których mieliśmy lockdowny, to i to przyszły rok będzie najgorszy od przynajmniej 2015 roku (do tego roku dysponujemy danymi).
W 2015 roku przewoźnicy przejechali ponad 5,5 mln kilometrów, w kolejnych latach aż do 2019 roku liczba kilometrów rosła, aby w 2019 roku przekroczyć 5,8 mln km. Niecałe 5,3 mln km zapowiadanych na przyszły rok zatem nie jest niczym spektakularnym.
Kujawsko-pomorskie poszło jako jedyne w Polsce swoją drogą
We wszystkich województwach, poza kujawsko-pomorskim zawarto wieloletnie umowy z przewoźnikami, co przekłada się na lepsze stawki. Właściwie wszędzie umowy zawarto do 2030 roku, jedynie w podlaskim do grudnia 2024 roku. Władze kujawsko-pomorskiego nie skorzystało z ostatniej możliwości według unijnego prawa na bezprzetargowe powierzenie usługi i już od 2020 roku chciało usługodawcę wyłonić na drodze przetargu. Do tej pory nie udało się skutecznie zakończyć procedury przetargowej, dlatego drugi rok z rzędu prowadzono z przewoźnikami negocjacje jednoroczne w trybie awaryjnym.