Problematyka utworów Conrada najbardziej poruszała i oddziaływała na pokolenie polskiej, patriotycznej młodzieży, która w 1944 roku poszła walczyć w Powstaniu Warszawskim. Dylematy moralne i tragiczne wybory, które były udziałem młodych Polaków najpierw pod okupacją niemiecką, a w późniejszym czasie sowiecką, opisywane były przejrzyście w powieściach angielskiego pisarza.
Conrad stał się pisarzem bardzo popularnym, dopiero u schyłku swojej kariery literackiej. Tak naprawdę dopiero w późnym okresie życia autora „Nostromo”, jego twórczość, stała się przedmiotem wielu dyskusji brytyjskich recenzentów i spotkała się z szerszym zainteresowaniem publiczności. Wtedy też, pisarz ostatecznie uporał się z długami i licznymi finansowymi problemami. Po 1918 roku, w niepodległej Rzeczpospolitej twórczość Josepha Conrada była wielokrotnie tłumaczona, ochoczo wydawana i czytana. Pisarstwo polecane przez absolutny moralny autorytet, czyli Stefana Żeromskiego, zainteresowało polskich czytelników, stając się po trochu oknem na szeroki świat. Mimo licznych pytań i dyskusji o polskość Conrada, rycerski kodeks honorowy i malownicze opisy egzotycznej przyrody zawarte w jego dziełach, do głębi poruszały młodzież, przedstawicieli pierwszego pokolenia, które urodziło i wychowało się w odrodzonej Polsce. Historyk, autor książki „Powstanie 44” Norman Davies swego czasu przyznał nawet, że młodzież działająca w Armii Krajowej i Szarych Szeregach to było pokolenie Josepha Conrada. Mimo, że Conrad nigdy nie poruszał wątku ani Boga, ani ojczyzny stał się mistrzem i bohaterem młodych, polskich patriotów.
Kształtowanie ludzkich sumień
Opowiadając na łamach swych książek wiele historii, podawał przykłady ludzkich zachowań, kontrastował je, podsuwał ciekawe wnioski. Nie ma wątpliwości co do tego, że Conrad nie chciał być znany jako autor poczytnych, morskich czytadeł, ale jako twórca ambitnych powieści, podejmujących problemy natury moralnej. Przykładowo „Lord Jim” jest książką o poszukiwaniu utraconego honoru, a chociażby „Jądro Ciemności” opowiada o powinnościach i obowiązkach białego człowieka reprezentującego swoją cywilizację. Zbigniew Najder pisał:
„Oblicze moralisty, ukazującego bohaterów w sytuacjach ostatecznych, piszącego o konieczności obrony honoru nawet za cenę życia, o wierności nawet przy braku nadziei, o wymogach kodeksu obowiązującego niezależnie od nastroju i od praktycznych konsekwencji – to oblicze wyłaniało się jakby mimochodem spośród urokliwych obrazów fascynującej przyrody i przygody.”
Na początku 1945 roku w piśmie „Twórczość” Jan Kott ogłosił szkic „O laickim tragizmie” mający za zadanie skompromitować ideały przyświecające pozytywnym charakterom dzieł Josepha Conrada. Kott zarzucał
angielskiemu pisarzowi zbytnie przywiązanie do kodeksu honorowego. Stwierdzał, że „ani wierność, ani honor nie są same dla siebie wartościami moralnymi” i uważał, że wierność w conradowskim wydaniu ogranicza wolność człowieka, gdyż jest „wiernością niewolników”. Człowiek, który staje wobec nowej komunistycznej rzeczywistości – głosił Kott – musi odrzucić cnoty kultywowane w poprzednich epokach. Atakując Conrada podważał cały wysiłek pokolenia, dla którego Korzeniowski był moralnym mistrzem. Kott kwestionował sens walki podczas okupacji, zaznaczając że: „Heroizm jest jednak zbyt kosztowną metodą wychowawczą, aby można ją przyjąć bez zastrzeżeń. (…) Za drogo kosztowały nas czyny fałszywych bohaterów, którzy gotowi są zawsze poświęcić wszystko i wszystkich, aby ratować wyimaginowaną czystość wewnętrzną”. Kwestionował sens trudów podejmowanych przez bohaterów dzieł Josepha Conrada, którzy – według autora tekstu „O laickim tragizmie” – byli fałszywymi autorytetami, niepoprawnymi protagonistami, których losy miały prowokować do przypominania staroświeckich wartości, które nie miały być już przydatne, gdy na tereny pojałtańskiej Polski wkroczyła Armia Czerwona.
Polemikę na łamach krajowej prasy podjęła Maria Dąbrowska w eseju zatytułowanym „Conradowskie pojęcie wierności”. Tekst, który obalał wiele absurdalnych zarzutów Kotta wydrukowała „Warszawa”. Ostatecznie twórczość Conrada do 1956 roku objęta była cenzurą. W późniejszym czasie wiele dzieł zamorskiego pisarza było drukowanych, ale sam Conrad był rozpatrywany – podobnie jak później Zbigniew Herbert – jako niegroźny klasyk, rozprawiający o dawnych, zamierzchłych czasach.
Conrad oprócz opisywania realiów swojej epoki i krajobrazu afrykańskiej przyrody, stawiał w swoich dziełach pytanie o znaczenie takich słów jak honor, męstwo, heroizm, odwaga. Bodaj najmocniej akcentował poczucie wartości, którą jest wierność. Wierność zasadom, dobru, sprawie, cywilizacji. Wierność, która w wydaniu conradowskim, jak celnie ujął to ceniony krytyk literacki Zdzisław Najder, „wyklucza dowolność i wyznacza zobowiązania”.
Twórczość autora „Lorda Jima” stale przyciągała ludzi, którzy choć na chwilę, choćby na kartach książek, chcieli wyrwać się z szarej rzeczywistości PRL – u. W 1957 roku Jan Józef Szczepański w „Życiu Literackim” opublikował artykuł „Conrad mojego pokolenia”, w którym zwracał uwagę na rolę książek angielskiego pisarza w dokonywaniu życiowych wyborów przez generację, wchodzącą w dorosłość podczas wojennej zawieruchy. Wybitnym znawcą conradowskich dzieł stał się publikujący na łamach Radia Wolna Europa, Zdzisław Najder, a z kodeksu moralnego, który reprezentował Conrad wyrosła twórczość niezłomnych pisarzy takich jak Zbigniew Herbert, Gustaw Herling – Grudziński czy Marek Nowakowski.
Joseph Conrad, chociaż tworzył w Wielkiej Brytanii, a opisywał doświadczenia, które zdobył podróżując po całym ziemskim globie, uformował pokolenie polskiej Armii Krajowej i stał się pisarzem najchętniej czytanym w ciężkich, wojennych czasach. Kończąc ten ciekawy wątek, warto zacytować dr Joannę Skolik piszącą niegdyś na łamach „Teologii Politycznej” w artykule „Józef Konrad Korzeniowski, czyli polska dusza w literaturze angielskiej”:
„Conrad chciał ze swoim czytelnikiem prowadzić dialog, zmuszać go do wyciągania samodzielnych wniosków, odkrywania praw, których przestrzeganie pozwala człowiekowi zachować godność i szacunek do samego siebie. Starał się ukazywać jak ważne są uniwersalne wartości w życiu każdego człowieka, to, że uczciwość, prawość, honor, lojalność to nie jedynie słowa, ale drogowskazy w ludzkim życiu.”
Kresowa dusza na brytyjskiej emigracji
Polski polityk i dyplomata, Jan Perłowski w swojej wspomnieniowej książce poświęcił wiele uwagi Józefowi Korzeniowskiemu, którego osobiście poznał za życia. Ciekawym fragmentem dzieła jest przypomnienie rozmowy, którą Perłowski odbył ze znanym angielskim pisarzem, Rudyardem Kiplingiem:
„Według jego mniemania poza ogromnym talentem i techniką nieporównaną, Conrad pociągał angielskich czytelników właśnie tą egzotycznością swego ducha. W każdym przeciętnym Angliku tai się kompleks uczuciowości przytłumionej przez purytańską kulturę. Conrad wyzwalał te przytłumienia. Postacie jego, wyrysowane po mistrzowsku i zrozumiałe dla angielskiego czytelnika, mają temperaturę uczuć wyższą o kilka kresek niż angielska normalna. W natężeniu tym figury Conrada dochodzą zwykle do szczytu wzruszenia, „to the pitch of emotion”, ale ponieważ stopniowanie przeprowadzone jest znakomicie przed oczami samego czytelnika, przeto i on ulega niezwykłemu dla siebie spotęgowaniu uczuć i z rumieńcem na twarzy, „getting red in the face”, przeżywa wrażenia dotychczas sobie nie znane. „Czy zwrócił pan uwagę – ciągnął Kipling – na niezliczone u Conrada typy ludzi opanowanych jedną myślą lub jednym uczuciem? Czy zauważył pan, do jakiego napięcia dochodzi u niego szczególnie uczucie lęku i przerażenia? Ten człowiek musiał sam wyczuwać zmory okropne. I miłość także w jego twórczości jest najbardziej romantyczna, jaka można sobie wyobrazić. Czytelnik angielski, zimny na pozór, przepada za tą szczerą egzaltacją, tak jak każdy Anglik przepada za romantyczną muzyką Chopina.”
Owa „egzotyczność ducha” pociągała wyspiarskich czytelników. W istocie, Conrad nie był w stanie wyzbyć się polskiego dziedzictwa, które go w młodości ukształtowało. Interesująco ujął to Frederik R. Karl, historyk literatury w książce „The Three Lives”:
„Wyjeżdżając z Polski, Conrad nie mógł być świadomy faktu, że zdążył już przyswoić sobie szczegóły swego dziedzictwa w formie obrazów, scen, stosunku wobec pewnych kwestii, a nawet postaci, które później mógł wykreować w swojej twórczości […] Rozumiał rzeczy, których nie był świadomy żaden pisarz angielski, a to dzięki temu, że wyjechał z kraju, którego dziedzictwo nie ma sobie równego nigdzie w Europie.”
Wszyscy biografowie angielskiego pisarza nie mieli wątpliwości, co do polskości Conrada i wpływu polskiej kultury na jego osobowość. Józef Konrad Korzeniowski urodził się 3 grudnia 1857 roku w Berdyczowie. W domu rodzinnym, często czytano dzieła polskich wieszczy, a co więcej angażowano się w działalność niepodległościową. Conrad, przyjmując w 1886 roku brytyjskie obywatelstwo, nie wyzbył się swojej narodowości. Wielu świadków jego życia, poświadcza, że nawyki z młodości zostały mu na całe życie. Do końca swoich dni posługiwał się językiem polskim, a w przeddzień I Wojny Światowej odwiedził swoją ukochaną Galicję. Joseph Conrad Korzeniowski – jak przypuszczał jeden z jego biografów – pisał w języku angielskim, gdyż chciał, aby jego twórczość dotarła do jak najszerszej widowni, aby była możliwie jak najbardziej dostępna dla całej
zainteresowanej, światowej publiczności. Poruszał problemy uniwersalne, więc chciał tworzyć w języku najbardziej uniwersalnym, najbardziej znanym całemu światu.
Sam Joseph Conrad ciekawie komentował dostrzeganie polskich akcentów w jego twórczości:
„Angielscy krytycy […] mówiąc o mnie zawsze dodają, że jest we mnie coś niezrozumiałego, niepokojącego, nieuchwytnego. […] To jest właśnie polskość. Polskość, którą wziąłem do dzieł swoich przez Mickiewicza i Słowackiego […] Wszak należę do ostatnich romantyków, nieprawdaż?”
Conrad w piekle zapomnienia
Jak opowiadał na łamach „Hańby Domowej” Jacka Trznadla, Jerzy Andrzejewski: „(…) dzieło pisarza przechodzi przez czyściec i potem dopiero będzie zdecydowane, czy pójdzie do nieba czy do piekła. Oczywiście, większość idzie do piekła. Piekłem w tej dziedzinie jest zapomnienie. Tylko wybrani dostaną się do nieba pamięci.” Opisując spuściznę Josepha Conrada warto postawić pytanie; co dzisiaj znaczy dla nas, współczesnych jego twórczość? Czy jest tak jak chciałby tego Jan Kott, że wartości podnoszone przez Conrada zaczynają niewiele dla nas znaczyć? Czy dzieło Josepha Conrada trafiło do „nieba pamięci”?
Licznie cytowany w tym tekście Zdzisław Najder kryzys czytelnictwa dzieł Conrada wiąże z – jak to ujął – „kryzysem etosu służby w dzisiejszym społeczeństwie polskim i równoczesną utratą roli wzorcowej przez warstwę inteligencką.” Po czym celnie dodawał: „Nie jest to pisarz, którego chętnie czytają dorobkiewicze i zwolennicy rozsądkowych kompromisów”.
Conrad nie został wzięty na sztandary przez żaden z politycznych obozów. Jego trudny pisarski styl odstręcza dzisiejszego, wybrednego czytelnika. Mimo niedawnego Roku Conradowskiego, dzieła Korzeniowskiego nadal stoją na zakurzonej półce, w prawdzie ciekawych, ale coraz mniej potrzebnych klasyków. Nie wydaje mi się, że stać nas na to, aby giganta światowej prozy skazać na zapomnienie.
Olgierd Bondara (ur.2004) – teksty poświęcone literaturze i historii publikował w „Arcanach”, „Akancie”, prasie lokalnej, katolickiej i narodowej. Jest piłkarzem Arki Gdynia (gra regularnie w Centralnej Lidze Juniorów). Mieszka w Niemczu k.Bydgoszczy, w trakcie – w Gdyni.
Bibliografia:
– https://teologiapolityczna.pl/prof-zdzislaw-najder-przeslanie-josepha-conrada
– https://www.youtube.com/watch?v=bSJY1Fu_ORA
– https://polskieradio24.pl/130/2351/Artykul/1935849