Polski kardynał codziennie jeździ po ponad 1,5 tys. km. Wiezie na Ukrainę pomoc od papieża



CC BY 3.0 by lvivadm

CC BY 3.0 by lvivadm

Żeby dostać się na Ukrainę z pomocą humanitarną trzeba czekać przynajmniej dobę, po drugiej stronie jest kolejna 25 km tirów (to więcej niż odległość pomiędzy Bydgoszczą i Nakłem). Kardynał Konrad Krajewski, nazywany ,,jałmużnikiem papieża Franciszka” dzięki paszportowi dyplomatycznemu może granicę przekraczać bez kolejki, z tego powodu jeździ pomiędzy Leżajskiem i Lwowem po kilka razy dziennie, robiąc po ponad 1500 km dziennie.

Kardynał Krajewski przewozi dary pochodzące z Watykanu, w szczególności agregaty prądotwórcze, które w sytuacji niszczenia przez agresora infrastruktury krytycznej są niezwykle potrzebne.

 

– Ojciec Święty poruszył wiele serc, szczególnie Włochów, więc mamy olbrzymią ilość ubrań termicznych, generatorów prądu. To wszystko przychodzi do Polski, do Leżajska, tam jest składane w magazynach Caritas – mówi w rozmowie z Radiem Watykańskim kard. Konrad Krajewski. Jego zadaniem jest przewożenie tych darów bezpośrednio do Lwowa, gdzie z kolei biskup Edward Kawa rozsyła je na terytorium całej Ukrainy. W sposób szczególny pomoc kierowana jest na pierwszą linię do Zaporoża, Odessy i Charkowa.

 

– Celnicy już się nie dziwią, kiedy mnie widzą trzy, cztery razy. Przedwczoraj jeszcze się dziwili. Teraz mówią: «może się jeszcze raz spotkamy». Ja odpowiadam: «już nie dam rady». Poza tym, zaczyna brakować już miejsca w paszporcie na stemple, bo za każdym razem wszystko się stempluje. Jednego dnia robię ponad 1500 km, gdyż jadąc z Leżajska do Lwowa to jest 160 km, wracając – 160 km, czyli jeśli to razem weźmiemy, to właśnie mamy takie odległości. Jednak widząc, chociażby w Lwowie, wygaszone całe dzielnice, bez prądu lub mające go tylko na parę godzin, dostrzega się, jak bardzo ludzie potrzebują tych generatorów – opowiada watykańskiej rozgłośni kard. Krajewski.

 

Widok Lwowa wydawać może się ponury, ale są na Ukrainie miejsca, gdzie prądu nie ma od 300 dni.