Bydgoscy samorządowcy sprowadzają rolę samorządu do kabaretu, tylko mieszkańców to nawet specjalnie nie interesuje (komentarz)



Bydgoscy samorządowcy sprowadzają rolę samorządu do kabaretu, tylko mieszkańców to nawet specjalnie nie interesuje (komentarz)

Od kilku tygodni jesteśmy świadkami żenującego popsucia się zwyczajów w bydgoskim samorządzie, te zwyczaje nigdy nie były doskonałe, ale ostatni okres, gdy politycy wzajemnie do siebie apelują o dymisje, próbując zainteresować tym opinie publiczną, powoli zaczyna ośmieszać Bydgoszcz, a mieszkańców odnoszę wrażenie interesuje to tyle samo co zeszłoroczny śnieg – bydgoszczanie nie żyją tą telenowelą, którą na siłę bydgoska PO i bydgoski PiS próbują ich zainteresować. Przyczyną takich zachowań mogą być zbliżające się wybory parlamentarne, co niestety prognozuje, że będzie jeszcze gorzej.

 

Zanim odniosę się do tego wszystkiego przedstawię krótkie kalendarium obrazujące o co chodzi.

 

Suche fakty:

– 22 lutego – radni koalicji wyszli z inicjatywą uchwalenia apeli do rządu w sprawie afery w NCBR oraz o obniżkę VAT m.in. na ciepło systemowe. Radni PiS wyszli z sali. Apele uchwalono bez ich udziału;
– 23 lutego – wiceprezydent Michał Sztybel wezwał wiceminister Jarosława Wenderlicha, szefa klubu radnych PiS w Radzie Miasta, do dymisji z funkcji w Kancelarii Premiera;
– 28 lutego – Jarosław Wenderlich zaapelował do prezydenta Rafała Bruskiego o dymisję wiceprezydenta Michała Sztybla;
– 16 marca – wiceprezydent Sztybel odpowiadając na zapytanie wiceministra o umowy zawierane przez ProNaturę warunkuje ich udostępnienie odpowiedzią na jego zapytanie o umowy zawierane przez Kancelarię Premiera, gdzie Wenderlich pracuje.;
– 29 marca – Rada Miasta przyjmuje kolejne apele do rządu, w czasie obrad radny Wenderlich składa szereg poprawek, których przyjęcie sprawiło, że stanowisko w swojej treści byłoby bełkotem. Rada odrzuca jego poprawki;
30 marca – prezydent Rafał Bruski z uwagi na poprawki składane przez Wenderlicha kieruje list do premiera Mateusza Morawieckiego, który można uznać za skargę na Jarosława Wenderlicha;
31 marca – portal TVP Bydgoszcz publikuje oświadczenie Wenderlicha, z którego wynika, że jest wręcz prześladowany przez bydgoską PO; Tego samego dnia miejski profil na Facebook-u Bydgoszcz.pl i media ratuszowe atakują Wenderlicha.

Być może czegoś pominąłem, ale sytuacja jest tak dynamiczna, że nie sposób wszystko zauważyć. Zadałbym jako pierwsze pytanie czy na takim sprowadzaniu samorządności do cyrku Bydgoszcz bardziej zyskuje czy traci? Jest to pytanie oczywiście retoryczne, gdyby zapytać jednak polityków, to niemal pewne byłoby, ze nawzajem by siebie atakowali, że druga strona jest gorsza. Przy czym powiedzmy sobie uczciwie pisma kierowane do premiera czy wykorzystywanie profilu Bydgoszcz.pl, który dociera nie tylko do bydgoszczan, ale też potencjalnych turystów, nie służy budowaniu wizerunku naszego miasta na zewnątrz. Politycy takie rzeczy są jednak gotowi poświęcić.

 

Na temat wezwań do dymisji wzajemnych Sztybla i Wenderlicha już się wypowiadałem. Mogę powtórzyć jedynie słowo żenada, bowiem nie jest to w interesie Bydgoszczy – Jarosław Wenderlich był odpowiedzialny chociażby za przygotowanie poprawki Lex Biziel do ustawy, która zablokowała plany rektora UMK, który chciał konsolidować bydgoskie szpitale, wiceprezydent Sztybel pomimo tego, że wspiera kontrowersyjne decyzje jak wydawanie mediów retuszowych, to trudno zarzucić mu braku merytorycznej wiedzy, a także zaangażowania w bydgoskie sprawy, więc również tutaj wzywanie do dymisji na potrzeby polityczne jest nieuzasadnione. Wydaje mi się jednak, że nikt tak szczerze nie chciał nikogo dymisjonować, a jedynie panowie robią to wszystko pod publiczkę.

 

Ostatnia sesja

W środę Rada Miasta Bydgoszczy przyjęła dwa apele do rządu: pierwszy dotyczy wpłynięcia na obniżkę cen gazu dla samorządów (zawarły one umowy na rok z góry, w okresie, gdy stawki na rynkach były znacznie wyższe niż obecnie) oraz w sprawie wsparcia dla odwołania jakie złożył do ministerstwa Teatr Polski w związku z nieprzyznaniem dotacji na festiwal Prapremier, jedną z bardziej wyrazistych marek kulturalnych Bydgoszczy. Z radnych PiS na stanowisku pozostał tylko Jarosław Wenderlcih, który zaczął składać poprawki, aby dopisać do stanowiska takie sformułowania jak: ,,Polska jest w NATO”, albo ,,Donald Tusk jest przewodniczącym PO”, ich przyjęcie sprawiłoby, że apel ostatecznie byłby bełkotem. Zachowanie powiedzmy wprost idiotyczne, tylko czy jeżeli będziemy za bardzo je nagłaśniać to w pewnym sensie nie osłabimy rangi tych apeli? Trochę spojrzenia pragmatycznego na sprawę.

 

Stanowiska i apele to kwestie, które bardzo denerwują opozycję, co wynika z faktu, że uderzają one zazwyczaj w rząd. PiS przyjął narrację, że to wykracza poza kompetencje Rady Miasta i można odnieść, że niektóre apele wykraczają poza kwestie związane z bydgoskim samorządem, chociażby ocena afery w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju i idąc takim rozumowaniem za chwilę będą podejmowane apele w sprawie protestów we Francji po podniesieniu wieku emerytalne. Są jednak stanowiska i apele, które wydają się istotne dla interesów Bydgoszczy, a takim na pewno jest problematyka stawek za gaz jakie pokrywają instytucje miejskie.

 

Chcąc to wszystko podsumować to można odnieść wrażenie, że coraz mniej merytorycznego podejścia a coraz więcej emocjonalnego i politycznego, przez to funkcjonowanie bydgoskiego samorządu przestaje być konstruktywne. Pozostaje zatem zaapelować do radnych i prezydenta, tylko raczej to i tak nic nie da.