Darmowa komunikacja we Wszystkich Świętych to dobry ruch, ale jej funkcjonowaniu daleko do ideału

1 listopada po raz kolejny mieliśmy w Bydgoszczy bezpłatną komunikacje miejską, dodatkowo na kluczowych dla obsługi cmentarzy liniach wzmocniono liczbę kursów, utworzono też specjalne na ten dzień linie autobusowe. Kolejny rok z rzędu można było jednak obserwować pewne absurdy – od pustych autobusów wożących powietrze o niektórych porach, po zatłoczone autobusy, które tylko z tego powodu łapały opóźnienia.

O tym, że wprowadzenie darmowej komunikacji miejskiej jest skuteczne widzieliśmy już w pierwszych latach tego rozwiązania, gdy poziom kongestii, który w przeszłości 1 listopada bywał problemem w Bydgoszczy, znacząco zmalał.

 

Nie można jednak ulegać zachwytom, że jest idealnie, bo nie jest. Co roku problemem są chociażby zatłoczone autobusy, pomijając już aspekt komfortu podróżowania w ścisku, to skuteczne zamknięcie drzwi w takim pojeździe trwa znacznie dłużej, przez co podróż się znacznie wydłuża. Niekiedy dochodzi do przystankach nawet do nerwowych sytuacji, gdy osoby zainteresowane nie mogą wsiąść do autobusu.

 

Dzieje się to chociażby na trasach obsługiwanych przez Mobilis krótkim autobusem, na pierwszy rzut oka wydaje się, że ten problem w dużej mierze rozwiązałoby podstawieniem autobusu przegubowego, problem jednak w tym, że ten przewoźnik dla tych linii takimi nie dysponuje – bo nie musi dysponować zgodnie z umową.

 

Rzuca się też w oczy to, że są nadal godziny, gdzie w autobusie nikogo nie widać z pasażerów, znacznie lepiej byłoby w godzinach szczytu – np. przed nabożeństwem na danym cmentarzu) puścić dwa, czy trzy autobusy jeden po drugim, zamiast późniejszych kursów, gdy wożone jest powietrze. Rozwiązanie tego nie musi być jednak takie łatwe, bo przewoźnicy dysponują ograniczonymi zasobami kadrowymi i taborowymi.