W piątek na oficjalnym profilu Miasta Bydgoszczy w serwisie Facebook ukazał się wpis atakującego radnego opozycji Jarosława Wenderlicha. Sprawa w pewnym sensie jest w dziejach bydgoskiego samorządu precedensowa, bowiem do tej pory nie wykorzystywano miejskich publikatorów, które funkcjonują za środki publiczne, do przedstawiania opozycji w negatywnym świetle.
Wpis dotyczy wydarzeń z sesji Rady Miasta Bydgoszczy z ubiegłego tygodnia, o kontrowersjach z tej sesji pisała chociażby Gazeta Wyborcza (artykuł przedstawia tego polityka w dość negatywnym świetle), nasz komentarz ukarze się jutro, zatem mieszkańcy zainteresowani sprawą mogą o niej się więcej dowiedzieć z niezależnych mediów. Na profilu Bydgoszcz.pl podlinkowano publikację ze strony internetowej należącej do Urzędu Miasta, która próbuje podszywać się pod media. Autorem treści atakującej radnego jest główny specjalista w Biurze Komunikacji Społecznej Wojciech Borakiewicz, nad którym w hierarchii podległości znajduje się prezydent Bydgoszczy Rafał Bruski. Nie można zatem mówić tutaj o niezależnej publikacji.
Radny wystosował oświadczenie
Tego samego dnia radny Wenderlich wydał oświadczenie w kwestii wydarzeń z sesji Rady Miasta, za którą jest atakowany. Radny poinformował, że to oświadczenie skierował także do urzędników, którzy zajmują się redagowaniem ratuszowych mediów. Do dzisiaj w żaden sposób do tego oświadczenia ratusz się do tego nie odniósł, zarówno nie opublikował w swoich mediach (tym samym prezentując jedynie racje jednej strony), ani nie odpowiadając radnemu z odmową publikacji.
Tym samym na mieniu publicznym mogło dojść, w myśl konkluzji Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie Saliyev przeciwko Rosji do ,,aktu cenzury politycznej” (orgin. ,,act of policy-driven censorship”).
Prezentowanie stanowiska jednej strony w mediach wydawanych przez samorządy krytykowało za czasów, gdy premierem był Donald Tusk Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji: Wolność prasy gminnej może więc istnieć tylko w granicach tej treści, która zaspokaja zbiorowe potrzeby mieszkańców. Warunek ten spełniają przede wszystkim informacje o działaniach i zamierzeniach organów gminy i jej jednostek organizacyjnych, w tym o aktach prawa miejscowego, organizowanych akcjach, imprezach itp. Nie spełniają go natomiast publikacje o charakterze politycznym, tym bardziej jednostronne. Wspólnota samorządowa z natury swej jest różnorodna. Mieszkańcy różnią się między sobą poglądami. Ukazywanie opozycji w negatywnym świetle zaspokaja potrzeby wyłącznie ich przeciwników politycznych. Co więcej, dokonywane jest za pieniądze, które – jako publiczne – są pieniędzmi także tej opozycji. Takie publikacje powodują, że wydawanie gazety przestaje się mieścić w zadaniach własnych gminy˝ – ocenił wiceminister Stanisław Huskowski, z upoważnienia ministra Andrzeja Halickiego.
Miało być informowanie mieszkańców, a nie polityka
W sierpniu zastępca prezydenta Michał Sztybel odpowiadając na wątpliwości radnych PiS, wobec wydawania ,,Bydgoszcz Informuje” stwierdził:
Czy publikacje z ostatniego czasu nie służą uprawianiu propagandy może każdy sobie sam ocenić.