Specustawa zachemowska może nie rozwiązać problemu z powodu istotnej wady



Latem parlament uchwalił ustawę o wielkoobszarowych terenach zdegradowanych, która obejmuje również tereny po byłych zakładach chemicznych Zachem. Przyjęcie ustawy jest w pewnym sensie przełomem w rozwiązaniu problemów z bombami ekologicznymi. Problemem dla skutecznego rozwiązania bydgoskiej sprawy może być już jednak sama definicja.

Ustawa dotyczy wielkoobszarowych terenów zdegradowanych, co jest nowym pojęciem w polskim prawodawstwie, dlatego ustawa definiuje to zagadnienie. Za wielkoobszarowy teren zdegradowany uznaje się teren o powierzchni przynajmniej 10 hektarów na którym znajduje się składowisko historycznych odpadów przemysłowych lub miejsce ich gromadzenia. Opracowanie przygotowane przez naukowców z AGH w Bydgoszczy, które uświadomiło nam skalę problemu wytypowało kilka miejsc, które doprowadziły do skażenia gruntów i wód gruntowych.

 

Tę definicję spełniają chociażby składowiska przy ulicy Zielonej oraz dawne składowisko popiołów. Nie spełnia tej definicji kilka innych ognisk w Zachemie, chociażby dawne składowisko przy ulicy Lisiej, z którego Zachem swoje odpady usunął, ale problem skutków skażenia wód podziemnych do dzisiaj nie został rozwiązany. Przy takim zapisie ustawowym specustawa może rozwiązać problem bydgoskiego Zachemu w niewielkiej części. Oczywiście do rozwiązania problemu przede wszystkim potrzebne są pieniądze, których ustawa nie zapewnia.

 

Prezydent Bydgoszczy jak wynika z korespondencji, wątpliwości co do treści definicji wyrażał w lipcu w wystąpieniu do senackiej komisji. Prezydent rekomendował przeredagowanie treści, aby uwzględniała inne obiekty zanieczyszczające środowisko gruntowo-wodne oraz miejsca skażone, gdzie odpady przemysłowe były gromadzone nawet przed 1 października 2001 roku (cezura czasowa, która reguluje w polskim prawodawstwie odpady historyczne).