Od kilku tygodni toczy się dyskusja nad pomysłem Ministerstwa Infrastruktury, aby zwolnić każdego mieszkańca z opłaty za pierwsze 1000 litrów, czyli z metra sześciennego w miesiącu lub policzyć go za symboliczną złotówkę. Na dzisiaj nie przedstawiono zbyt wielu szczegółów, ale gorąca dyskusja trwa, w szczególności obawy mają samorządowcy, do których należą spółki wodociągowe. Przyglądamy się tej sprawie z perspektywy Bydgoszczy.
Przyczynkiem do tej dyskusji jest unijna dyrektywa o jakości wody przeznaczonej do spożycia. Na dzisiaj jest więcej pytań niż odpowiedzi – czy będzie to obowiązkowe zwolnienie z opłaty za pierwszy m3, czy decyzję pozostawione będą radnym każdej z gminy? Czy zwolnienie dotyczyć będzie też opłaty za odprowadzenie ścieków?
Samorządowcy wprost mówią, że mieszkańcy i tak będą za tę wodę płacić, bo jak nie na rachunku, to z budżetu gminy na pokrycie strat przedsiębiorstw wodociągowych. Są też głosy, że jak pierwszy m3 będzie za darmo albo za 1 zł, to drugi i trzeci będzie już znacznie droższy i tak się to wyrówna. To rozwiązanie nie byłoby co prawda takie złe, bo osoby bardziej oszczędzające wodę by na tym zyskały. Dzisiaj średnio szacuje się, że Polak zużywa około 3000 litrów miesięcznie.
Zdaniem Związku Miast Polskich skutki roczne tego rozwiązania to 2,7 mld zł. Jakby to mogło wyglądać w Bydgoszczy? Zakładając zmniejszenie opłaty za dostawę pierwszego m3 do złotówki, to gospodarstwo domowe oszczędzi 5,42 zł, gdyby dotykało to również odprowadzania ścieków to miesięczna korzyść wzrośnie do 9,42 zł. Koszt dla MWIK, a pośrednio dla budżetu miasta to w pierwszym wypadku ponad 1,7 mln zł miesięcznie, czyli ponad 21 mln zł rocznie. W przypadku objęcia ulgą też ścieków miesięcznie wodociągi dołożą ponad 3 mln zł, czyli ponad 36 mln zł rocznie.
Gdyby było to całkowite zwolnienie z pierwszego m3 miesięczna korzyść na mieszkańca wzrośnie o złotówkę, do 6,42 zł lub 10,42 zł ze ściekami. Koszt publiczny to ponad 24 mln zł w przypadku ulgi na samą wodę lub prawie 41 mln zł gdy będzie to ze ściekami.