Ustawowa definicja zabytków wskazuje, że są to dzieła minionej epoki, których zachowanie leży w interesie społecznym. Trudno tę definicję zastosować do zabytkowych autobusów, które świadczą przewozy na zlecenie MZK, gdzie trzy pojazdy są eksploatowane na regularnych liniach. Zabytkowe pojazdy są własnością prywatnego stowarzyszenia i nie podlegają takim rygorom jak budynki, ale jak pokazują komentarze z mediów społecznościowych sprawa budzi kontrowersje.
Zastanawia mnie, dlaczego zabytki wykorzystywane są do świadczenia usług przez miasto. Wszyscy chronią zabytki przed zniszczeniem, a w tym przypadku eksploatujemy wręcz na skalę przemyslową – napisał na jednym z fan page na Facebook-u internauta o imieniu Rafał. Nie jest to jednak odosobniony wpis. Żywą dyskusję wywołała informacja z ubiegłego tygodnia, po tym jak zabytkowe Volvo musiało zjechać z trasy po kontroli Inspekcji Transportu Drogowego.
Do tej pory zabytkowy tabor był wykorzystywany okazyjnie, głównie w okresie wiosenno-letnim jako dodatkowa atrakcja. W Bydgoszczy jeździ na regularnych liniach, a aura w ostatnim czasie nie była przecież zbyt łaskawa – dały nam się poznać mrozy.
Kuriozum sprawie dodaje jednak to, że MZK dysponuje wolnymi autobusami, nowoczesnymi spełniającymi wyższe normy dotyczące emisji spalin i bardziej komfortowymi dla pasażerów. Jeżdżą zabytki, bowiem dla MZK bardziej opłaciło zlecić przewóz stowarzyszeniu i zapłacić Miastu kary za tabor niespełniający norm umowy, niż posadzenie tych samych kierowców za kierownicą swojego autobusu. Wszystko sprowadza się zatem do niemocy urzędowo-administracyjnej, z której najprostszym rozwiązaniem jest wpuszczenie na ulice zabytkowego taboru. Inaczej widocznie nie dało się!