Za dwa tygodnie będziemy wybierać 53 przedstawicieli Polski w Parlamencie Europejskim, a może lepiej napisać, że blisko pół miliarda europejczyków wybierze swoich 720 przedstawicieli. Kampania wyborcza trwa bowiem na całym kontynencie, choć w każdym kraju jest ona inna, do tego stopnia, że można powiedzieć, że politycznie to nie jest komplementarne. Postaram się jak najkrócej pokazać czym polska kampania różni się od tej ogólnoeuropejskiej oraz na przykładach w różnych państwach UE.
Zacznę od szybkiego komentarza do kampanii w województwie kujawsko-pomorskim – kampania głównie opiera się na outdorze dwóch kandydatów: Krzysztofa Brejzy i Kosmy Złotowskiego, którzy są faworytami, w przeciwieństwie do wyborów z 2019 roku nie odbyła się póki co żadna konwencja regionalna, nie mamy zatem w praktyce czegoś takiego jak kampania lokalna, bowiem ci dwaj politycy opierają się głównie na narracji ogólnopolskiej. Można próbować snuć opinię, że jest to kampania centralnie sterowana.
O czym właściwie zdecydują te wybory?
Pojawia się to pytanie, bowiem jest to najważniejsza rzecz przy okazji wyborów europejskich, ale można odnieść wrażenie, że może nie być świadomości społecznej na czym to polega. Parlament Europejski to jedna z trzech władz Unii Europejskiej – wybory zdecydują o tym jakie frakcję będą mogły zbudować większość. Te wybory rozstrzygną o tym czy wybory po raz kolejny wygra Europejska Partia Ludowa (EPP) i z jaką przewagę nad Socjalistami i Demokratami (S&D), czy mocno będzie im odbiegać Renew Europe oraz Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (EKR).
W Polsce wygląda to bardziej tak, że jest to walka między PiS-em i KO o symboliczne zwycięstwo, natomiast Trzecia Droga, Lewica i Konfederacja biją się o pojedyncze mandaty. Te wyniki nie wpłyną jednak na to kto będzie sprawował władze w Polsce, ale na to ilu posłów zdobędzie EPP (związane z KO i PSL-em), ilu Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy związani z PiS-em, ilu S&D związane z polską Lewicą, a ilu Renew związane z Polską2050, a także w pewnym sensie ilu będzie tzw. antysystemowych posłów związanych z Konfederacją.
Zielony Ład, migracja
Przejdźmy teraz do debaty jaka się toczy w tej kampanii w całej Europie – wymienione tematy jak Zielony Ład, czy przyjęty niedawno Pakt Migracyjny, to ważne tematy zarówno w Brukseli, w Rzymie, w Paryżu, w Atenach, czy w Warszawie i w Bydgoszczy.
W czwartek odbyła się w Brukseli debata liderów EPP, S&D, Renew, Zieloni i Europejskiej Lewicy (te dwie ostatnie frakcje w Polsce nie są obecne). Jednym z tematów kluczowych był właśnie Zielony Ład. O tej dyskusji mówiliśmy w piątkowym Przeglądzie zagranicznym, który można obejrzeć poniżej:
{youtube}3pQNL_caSyk{/youtube}
Przedstawiciele wyżej wymienionych pięciu frakcji byli zgodni, że od Zielone Ładu nie ma odwrotu. Powiedzmy sobie jeszcze czym on jest? Najprościej to napisać jako plan osiągnięcia do 2050 roku pełnej neutralności klimatycznej Unii Europejskiej, z pośrednim celem ograniczenia emisji CO2 o 40% w stosunku do 2005 roku do 2030 roku. Cel dla Polski, z racji tego, że jesteśmy biedniejszym krajem to tylko 17,7% do 2030 roku, pochwalmy się jednak tym, że Bydgoszcz jako miasto w 2023 roku osiągnęła już ponad 24%. Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von den Leyen na czwartkowej debacie mówiła, że popełniono pewne błędy, czego efektem były masowe protesty rolników, dlatego zrezygnowano z polityki nakazów na rzecz zachęt. Nie będzie karania za mniej ekologiczne funkcjonowanie, ale będą nagrody finansowe za dążenie do zielonej energii. Nicolas Schmidt z S&D oraz Sandro Gozi z Renew, czy Terry Reintke z Zielonych wyrażali nadzieję, że gospodarka przyjazna dla środowiska będzie konkurencyjna i Zielony Ład nie będzie oznaczał spowolnienia gospodarczego, ale być może nawet jego dynamiczne przyśpieszenie.
Tyle z perspektywy kampanii ogólnoeuropejskiej – wróćmy na nasz polski grunt. W Polsce wypowiedzi pozytywne o Polskim Ładzie są ostrożne, politycy wszystkich opcji nie chcą drażnić bowiem rolników. Premier Donald Tusk stwierdza, że zielona transformacja jest potrzebna, ale daje do zrozumienia, że do tego o czym mówi Ursula von den Leyen nie jest przekonany. Jednym z niewielu polskich europosłów, którzy poparli Zielony Ład bezpośrednio jest Róża Thun z Renew, co jest wykorzystywane usilnie teraz przez polityków Konfederacji, którzy podobnie jak politycy PiS-u kreują się na przeciwników Zielonego Ładu. Grupa EKR czwartkową debatę zbojkotowała – co może z punktu widzenia polskiego stawiać ją jako nieznaczące spotkanie towarzystwa wzajemnej adoracji, ale według sondaży EPP, S&D i Renew to siły polityczne o najwyższym poparciu. Czwarty EKR ma według sondażu około 72 mandaty, gdy EPP to ponad 170, a S&D ponad 140. Podsumowując tematykę klimatyczną – na szczeblu europejskim mamy consensus najsilniejszych frakcji co do potrzeby wdrażania Zielonego Ładu, ale w polskim dyskursie publicznym w obawie przed rolnikami mamy ogromny dystans do niego.
Sprawa kolejna to migracja w kontekście przyjętego niedawno Paktu Migracyjnego. Zakłada on solidarne podejście do problemu uchodźców, budząca w Polsce kontrowersje relokacja ma zakładać równomierną ich relokację, aby państwa przygraniczne nie ponosiły największego ciężaru. Państwo może nie chcieć przyjmować jednak uchodźców, wówczas musiałoby się dokładać finansowo. Ursusa von den Leyen w debacie wskazywała, że trzeba walczyć przede wszystkim z przemytnikami, bowiem chociażby przemyt drogą morską skończyć się może tragicznie, w zamian trzeba jednak dać więcej możliwości na legalne wnioskowanie o azyl. Terry Reintke z Zielonych wskazała, że Europa potrzebuje migracji, bo jesteśmy starzejącym się społeczeństwem i nie będzie wkrótce rąk do pracy. Walter Baier z Europejskiej Lewicy, który pochodzi z Austrii przedstawił osobistą historię, że nigdy nie poznał babci, bo w 1938 roku państwa zachodnie odmówiły jej azylu, a po aneksji Austrii przez nazistów Hitlera trafiła do obozu koncentracyjnego. Więcej o debacie na temat migracji pisaliśmy: Jak problem migracji widzą główni kandydaci na szefa Komisji Europejskiej? Ta debata była zupełnie inna od tej w Polsce
W Polsce mamy w tej materii niemalże consensus, bowiem cała scena polityczna jest przeciwko paktowi migracyjnemu, choć teoretycznie Polska mogłaby być jego beneficjentem, z uwagi na uchodźców z Ukrainy.
Wspomnę o jeszcze jednym elemencie – bezpieczeństwie. Kilka dni temu na konferencji prasowej europoseł Kosma Złotowski wyraził postulat, żeby zrezygnować z Zielonego Ładu i zaoszczędzone środki przeznaczyć na zbrojenia przeciwko Rosji. W czwartkowej debacie Terry Reintke z kolei mówiła o tym, że problemem jest zasada jednomyślności w Radzie Unii Europejskiej, z której korzystał premier Węgier Victor Orban do blokowania pomocy dla Ukrainy. Z tego też powodu w Parlamencie Europejskim są głosy, aby z niej zrezygnować (choć przewaga zwolenników tego kroku jest niewielka nad przeciwnikami – za dwa tygodnie dowiemy się jakie będzie nowe rozdanie). Ten temat w Polsce również budzi consensus, oczywiście w tym kierunku przeciwnym, bowiem rezygnacja z jednomyślności jest u nas traktowana jako ograniczanie suwerenności. Wspominam o tym, aby pokazać jak odmiennie odbierana jest tego typu sprawa nad Wisłą, a jaka mogła być faktyczna geneza tego projektu wynikająca z działań węgierskiego premiera.
Każdy kraj ma swoją specyfikę
Jeżeli ktoś dotarł do tej części tekstu to zapewne zauważył, że debata ogólnoeuropejska znacząco odbiega od tej jaką widzimy w naszym kraju. Nie oznacza to jednak, że Polska jest jakaś specyficzna, bowiem w każdym kraju są inne priorytety i zapatrywania na konkretne sprawy. We Francji sporo uwagi poświęcano temu, czy francuska broń jądrowa (jedyny członek UE posiadający ją) powinna służyć odstraszaniu przeciwko agresji na któregoś członka UE – sprawczyni tej dyskusji Marine Le Pen z Frontu Narodowego jednoznacznie była temu przeciwna. W Polsce specjalnie nikt nie myśli o francuskiej broni atomowej, szybciej w przypadku zagrożenia byśmy szukali wsparcia Waszyngtonu niż Paryża. Od prezydenta Andrzeja Dudy wyszedł ostatnio natomiast głos, aby naciskać na członków NATO, aby zgodnie z zobowiązaniami na zbrojenia wydawali 3% PKB, wspomniana Francja wydaje jedynie 2%. Polska od tego roku wydaje aż 4% PKB.
Ciekawie kampania wygląda też we Włoszech, gdzie w jednym rządzie zasiada jeden z liderów EPP i Liga Północna współpracują z Marine Le Pen. Z powodu eurowyborów dochodzi w tym kraju do sporów w rządzie, gdyż wspomniane formacje to zupełnie odmienne strony barykady politycznej.
Prawica i antysystemowcy w kryzysie
Wszystko wskazuje na to, że pierwszy raz w Parlamencie Europejskim zasiądą politycy Konfederacji. Kampania tej formacji kręci się wokół takich haseł jak walka z ,,eurokołchozem”, pojedynczy posłowie w 720 izbie nie będą mieli jednak zbyt dużo do powiedzenia. W poprzednich kampaniach byliśmy świadkami budowania planów i narracji o budowaniu silnego bloku antysystemowego. Nie będą one jednak odkrywać większej siły, bowiem tak naprawdę jedyną większą siłą będzie francuski Front Narodowy, który zapewne wygra wybory we Francji. Prawica i atysystemowcy zapewne wygrają też w Holandii, gdzie sondaże jako faworyta wskazują Partię Wolności, ale z racji wielkości kraju nie będzie to już aż tak wiele mandatów.
Ostatnio we frakcji Tożsamość i Demokracja, będącą główną antysystemową doszło do rozłamu, gdy europoseł Maximillian Krah z niemieckiej AFD w wywiadzie bronił funkcjonariuszy nazistowskiej SS. Francuski Front Narodowy zapowiedział koniec jakiejkolwiek współpracy z AFD. Co więcej AFD notuje wyraziste spadki poparcia, co spowodowane jest oskarżeniami o szpiegostwo na rzecz Rosji. Wspomniany europoseł Krah miał współpracować z rosyjskimi służbami według ustaleń czeskiego wywiadu.