Uczelnie wyższe chcąc być traktowane jako autorytet – powinny dawać właściwy przykład innym. Nie sposób zatem przejść z boku, gdy w instytucji prowadzonej przez uniwersytet prowadzona jest w kwestiach pracowniczych patologiczna polityka. Wówczas taka uczelnia daje zły przykład, a przy tym moralnie usprawiedliwia szkodliwe społecznie praktyki.
Zanim odniosę się bezpośrednio do tego przykładu, to w kilku zdaniach przedstawię pewne zjawisko coraz bardziej funkcjonujące na rynku pracy. Posłużę się przy tym innym przykładem – Poczty Polskiej, gdzie związki zawodowe przygotowują się do strajku. Przedstawiciel Poczty na sejmowej Komisji Infrastruktury przyznał, że zatrudnienie musi być restrukturyzowane, gdyż tego wymaga rynek. Dokładniej skarżył się on na to, że w Poczcie Polskiej prawie wszyscy pracownicy są zatrudnieni na umowę o pracę, zaś w konkurencja stosuje tzw. umowy śmieciowe, które są gorsze dla pracowników, ale tańsze, co z kolei sprawia, że narodowy operator przegrywa przetargi. Zarząd Poczty Polskiej daje jednak dobry przykład w sferze zatrudniania na umowy o pracę.
W tej sytuacji szwankuje opieranie się większości zamawiających o kryterium ceny, bez wprowadzenia klauzul dotyczących zasad zatrudniania. Winy należy szukać po stronie zamawiającego, który nie patrzy w ogóle na prawa pracownicze – niestety w tym przypadku Ministerstwa Sprawiedliwości.
Poruszony problem istnieje w wielu branżach. Przykładem tego jest chociażby budownictwo. Na wielu debatach przedstawiciele pracodawców zwracali uwagę, że zamawiający (chociażby przy inwestycjach drogowych) opiera się tylko na kryterium ceny i firmy chcące zamawiać na umowę o pracę, z góry w takich przetargach były skazane na porażkę. W przypadku budownictwa dochodziło do jeszcze bardziej patologicznych sytuacji, gdy wykonawca chcąc wygrać przetarg schodził poniżej kosztów i po prostu nie płacił podwykonawcą, co było przyczyną fali bankructw firm.
Wróćmy teraz jednak do właściwego przykładu. Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu jest organem zarządzającym dwóch bydgoskich szpitali. Sytuacja konfliktowa pojawiła się w Szpitalu Uniwersyteckim nr 1 im. Antoniego Jurasza, gdzie zarząd szukają oszczędności zdecydował się wydzielić pracowników odpowiedzialnych za utrzymanie czystości do zewnętrznego podmiotu. Przetarg już rozpisano i głównym kryterium będzie cena. Szpital chce bowiem w ten sposób po prostu zaoszczędzić. Pracownicy natomiast obawiają się, że po przejęciu przez nowego pracodawcę, będą pracować na umowach śmieciowych (obecnie dominują umowy o pracę) za stawkę około 5 zł na godzinę.
To wszystko zostało zatwierdzone przez Senat UMK oraz przy braku sprzeciwu rektora tej uczelni.