Konkurs o pracę na stanowisku naczelnika w inowrocławskim magistracie można rozpatrywać już w kategorii afery. Ratusz miał od początku wypatrzoną kandydatkę na to stanowisko i z racji potrzeby rozpisania konkursu, dopasował wymagania bezpośrednio do tej osoby. Zauważyć należy jednak, że gdyby nie głupota pewnych osób, to temat nie zyskałby nigdy takiego rozgłosu.
Jeszcze przed Sylwestrem pojawiły się w mediach wzmianki, że Agnieszka Chrząszcz obejmie stanowisko naczelnika w Inowrocławiu. Wówczas liczono bowiem, że uda się ją przenieść z Kruszwicy jako pracownika samorządowego. Dużo się o tym planie mówiło wówczas w Kruszwicy, gdzie sama zainteresowana lubiła się w wielu środowiskach chwalić ile będzie zarabiać, tak trochę jakby chciała wywołać u niektórych zazdrość. Okazało się to dość szybko wielką głupotą.
Z racji braku możliwości zastosowania zapisu w ustawie o pracownikach samorządowych, konieczne było rozpisanie konkursu, który jak domniemywam po lekturze wymogów, był w dużej mierze adresowany pod daną kandydatkę. Problemem okazało się wówczas jednak to jak wytłumaczyć opinii publicznej, że rozpisuje się niby otwarty dla wszystkich konkurs, a przez ostatnie tygodnie informowano społeczeństwo o tym kto tę posadę dostanie. I tak właśnie wybuchła cała afera – przez głupotę.