Na konferencjach prasowych tworzący komitety obywatelskie na rzecz JOW podkreślają, że najważniejsze jest referendum w dniu 6 września, ale ludzie widzą tak naprawdę co innego – wewnętrzną grę polityczną przed październikowymi wyborami parlamentarnymi. W rezultacie może się skończyć to tym, że skutkiem całego aktywizmu JOW-owskiego będzie tylko zniechęcenie Polaków do pójścia na referendum i uznanie go za nieważne z powodu niskiej frekwencji.
Do demokratycznego aktu referendalnego pozostało 1.5 miesiąca, ale specjalnie żadnej kampanii z tym związanej nie widać. Nie stworzono nawet żadnego merytorycznego programu.
Ktoś teraz zapyta – po co program? Pytanie referendalne brzmi bowiem – Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej?”. Nie jest ono zatem zbyt szczegółowe, gdyż form JOW jest znanych kilka. Może być to bowiem np. ordynacja mieszana. Ponadto nie wiem jak osoby zabiegające o zmianę ordynacji zamierzają podzielić województwo na jednomandatowe okręgi, a przyznam, że dla mnie wyborcy jest to ważne.
Liderzy komitetów
Zamiast tego główny przekaz związany z referendum w regionie toczy się wokół jakiś komitetów referendalnych i dość szerokiej grupy liderów poszczególnych komitetów. Widoczna jest wewnętrzna rywalizacja o to kto jest ważniejszym koordynatorem i kto jest większym człowiekiem Pawła Kukiza. W okręgu bydgoskim funkcjonuje ponad 50 komitetów (tak przynajmniej informowane są media) z tego kilka jak nie kilkanaście w samej Bydgoszczy. Przynajmniej w tym środowisku potworzyły się już trzy obozy, z tego dwa wyrażające swoją wrogość publicznie na Facebook-u.
Takie zachowania wyglądają dla odbiorców, w szczególności śledzących social media internautów, bardzo mało wiarygodne. Poczytajcie sobie jak wasze działania są na Facebook-u odbierane. Doskonale widać bowiem, że toczy się jawnie walka o listy wyborcze w październiku. Zdaje sobie sprawę, że jest o co zabiegać, gdyż Paweł Kukiz może w okręgu bydgoskim wprowadzić 2-3 posłów do Sejmu.