W Bydgoszczy mamy również kryzys polityczny



Przed tygodniem na nadzwyczajnej sesji Rady Miasta Bydgoszczy poświęconej utworzeniu Uniwersytetu Medycznego padało wielokrotnie pytanie – czy jesteśmy wstanie współpracować ponad podziałami politycznymi? Coś co jeszcze kilka miesięcy wydawało się oczywiste, warto przypomnieć chociażby stoczony wspólnie przez wszystkie siły polityczne bój o kształt ustawy o związkach metropolitalnych, dzisiaj staje się coraz mniej możliwe. Trzeba z przykrością to powiedzieć, że mentalnie nas samorząd się cofa.

Dzisiaj dostrzegam, iż niektórym zależy, aby doprowadzić do wewnątrz bydgoskiego konfliktu pomiędzy prezydentem Rafałem Bruskim i lokalną PO przeciwko lokalnym działaczom PiS. Pierwszy krok został już właściwie poczyniony, gdyż w sprawach bydgoskich nie ma dialogu, za to na konferencjach prasowych spotykamy się z monologami, czyli atakami na przeciwnika.

 

Taki stan rzeczy nie powinien być akceptowany przez opinie publiczną. Oczekiwać powinniśmy dialogu, jeżeli kwestie są aż tak sporne to być może debaty. W interesie Bydgoszczy leży bowiem współdziałanie władz miejskich z przedstawicielami większości parlamentarnej. Zrzucanie odpowiedzialności nie powinno być traktowane poważnie i nie boję się użyć sformułowania, iż wina za brak porozumienia będzie leżeć po obu stronach. Jeżeli zaś jedna ze strona będzie celowo dążyć do konfrontacji, to świadczyć będzie tylko o nieczystych intencjach.

 

Przyznam, że z punktu widzenia politycznego mnie to wszystko zadziwia. Obóz prezydenta Bydgoszczy znajduje się bowiem o tyle w trudnej pozycji, iż mamy do czynienia wręcz z otwartym konfliktem z marszałkiem województwa, który reprezentuje przecież też barwy Platformy Obywatelskiej. W takiej sytuacji wydawałoby się, iż należałoby szukać dla równowagi dobrych relacji z rządem, konflikty z politykami PiS-u stawiać będą Bydgoszczy w jeszcze trudniejszej sytuacji.