Minister zdrowia nie przejmuje się zbytnio protestem rezydentów

Szpital Uniwersytecki im. Biziela w Bydgoszczy jak oficjalnie informuje, na razie funkcjonuje normalnie, choć kilkudziesięciu lekarzy rezydentów wypowiedziało umowy opt-out, dyrekcja obawia się jednak, że sytuacja może się pogorszyć. W środę w Sejmie RP odbyła się nadzwyczajne posiedzenie Komisji Zdrowia, zwołane przez posłów opozycji.

Tuż przed nowym rokiem około 60 lekarzy rezydentów wypowiedziało klauzule opt-out, na 85 rezydentów którzy ją wcześniej podpisali. Klauzula pozwalała im na pracę powyżej 48 godzin tygodniowo. W praktyce przekłada się zatem to na większe odrzucie przez dyrekcje szpitala braków kadrowych w zawodach medycznych. Szpital do połowy stycznia nie przewiduje, aby pacjenci ten stan specjalnie odczuli, co będzie jednak potem?

 

Atmosfery raczej nie uspokoiło wczorajsze posiedzenie Komisji Zdrowia w Sejmie. Przewodniczący komisji, były minister, Bartosz Arłukowicz wymienił kilka szpitali w Polsce, gdzie w jego opinii konieczna jest interwencja ministerstwa. Na tej liście nie znalazł się żaden ze szpitali z województwa kujawsko-pomorskiego.

 

Minister Konstanty Radziwiłł natomiast uspokajał – Nie mamy do czynienia z żadną sytuacją krytyczną, wszystko jest pod kontrolą.

 

Przedstawił on statystyki, z których wynika, że w Polsce mamy 80 tys. lekarzy oraz 16 tys. rezydentów. Wypowiadanie klauzuli opt-out dotyczy według jego obliczeń 4% wszystkich lekarzy i 11% rezydentów – Nie są to zaburzenia istotne

 

Jak spojrzymy na bydgoski szpital Biziela, ten procent wydaje się znacznie wyższy od średniej krajowej. Na razie jednak trudno powiedzieć jak sprawy potoczą się dalej.