Ostatni tydzień czerwca był gorący nie tylko z powodu tego, że radnym w trakcie sesji Rady Miasta dokuczał upał, była to także ostatnia sesja przed wakacjami, na której podejmowano dość prestiżowe uchwały jak udzielenie prezydentowi absolutorium oraz wotum zaufania. To dobry czas, aby podsumować zakończony sezon polityczny.
Nie tak dawno znany publicysta oraz prezenter radiowy Robert Mazurek przedstawił swoją refleksję na temat życia publicznego i roli mediów w nich. Porównał dziennikarzy do tzw. gniazdowych na meczu piłkarskim, wodzirejów, którzy odwróceni tyłem do boiska nie wiedzą co się na nim dzieje, ich rolą jest podkręcanie trybuny, aby głośniej polemizowała z przeciwną – Ten lepszy, kto głośniej wrzeszczy. Nie zwraca się już uwagi na to, co jest z tyłu. Nie komentuje się rzeczywistości, tylko zagrzewa swój lud do walki – powiedział Mazurek.
Nie będę zatem nikomu bil specjalnie braw za ostatnią sesję, bo nawet specjalnie nie ma za co. Napiszę natomiast, dlaczego dla mnie ten mecz był bardzo nudny. Tocząca się przez blisko sześć godzin, przy upałach za oknem dyskusja, była wręcz katorgą. Skrytykuje natomiast opozycję, której należy się konstruktywna krytyka – o ile PiS może z dużą nadzieją patrzeć na wybory parlamentarne, z powodu braku pomysłów opozycji, która wielu Polakom kojarzy się jako ,,totalna opozycja”, to w Bydgoszczy PiS właśnie coraz bardziej utwardza się na stanowisku takiej totalnej opozycji. Z tego cieszyć może się prezydent Rafał Bruski i jego obóz.
W trakcie kampanii samorządowej budowano narrację, że cała Bydgoszcz ma już dość prezydenta Bruskiego. Dawano mu wielokrotnie w tej kampanii czerwoną kartkę. Mogło to nawet wyglądać efektownie, bowiem prezydent faktycznie nadepnął na odcisk dość krzykliwym środowiskom. Przy urnie wyborczej jednak odniósł największy do tej pory swój sukces, wygrywając już w pierwszej turze.
W ostatnią środę na sesji Rady Miasta PiS konsekwentnie trzymał się tej narracji, przez kilka godzin próbowano budować narrację, że Bydgoszcz to się właściwie zwija, a na koniec wystąpienia klubowe radny Jarosław Wenderlich symbolicznie znowu dał prezydentowi czerwoną kartkę. Zważywszy, że było to pół roku po tamtych wyborach to była to narracja niewiarygodna, stawiająca Prawa i Sprawiedliwość na pozycji totalnej opozycji. Jest to niebezpieczne też dla bydgoskiej prawicy, bowiem utwierdza w przekonaniu, iż jest to taktyka prowadząca do zwycięstwa. Wręcz demoralizuje, bowiem nie zachęca do podjęcia wysiłku, aby w Bydgoszczy funkcjonowała stosunkowo silna opozycja. Jak jednak chcesz wygrać, skoro wciąż popełniasz te same błędy?
Nie oznacza to jednak, że ekipa prezydenta powinna świecić triumfy, tydzień rozpoczął bowiem ratusz od dość prestiżowej wpadki, braku obecności przedstawicieli Miasta na pogrzebie gen. Zbigniewa Nowka, osoby wyróżnionej w alei Bydgoski Autografów. Bydgoszcz na pewno mogłaby się rozwijać sprawniej – nawet jeżeli konstruktywne glosy pojawiały się w debacie absolutoryjnej, to zostały przyćmione przez argumenty, które nazwę populistycznymi, prowadzącymi nawet do rozważań czy w Hiszpanii był faszyzm.
Znacznie bardziej konstruktywnie przedstawiciele koalicji i opozycji dyskutowali w kuluarach bez wyłączonych kamer. Byłem świadkiem takiej rozmowy, w której okazało się, że nie do końca uczciwe jest winienie prezydenta za problemy z wykonawcą, które doprowadziły do rocznego opóźnienia przy budowie buspasa na Wałach Jagiellońskich (uciążliwa sytuacja z uwagi na rozkopanie ulicy), tak samo jak nie można do końca winić rządu PiS, za zachowanie włoskiej firmy przy budowie S-5. Na sali sesyjnej natomiast ,,okładano się po głowach” tymi tematami.