Kilka dni temu w przychodni na Kapuściskach pojawili się ratownicy medyczni w białych skafandrach i maskach ochronnych, przeprowadzono dezynfekcje przychodni, wieść pocztą pantoflową rozeszła się na całe miasto, niektórzy mówili, że jest to pierwszy przypadek zarażenia koronawirusem w Bydgoszczy. Wszystko wskazuje na to, że 68-latka nie jest zarażona, a te dość widowiskowe procedury podjęto z uwagi, że kontaktowała z osobą z Niemiec.
W przychodniach pracownicy się boją jednak, że odwiedzić może ich ktoś kto faktycznie jest zarażony koronawirusem. Z tego też powodu od kilku dni popularne stały się telekonsultacje, a niektóre przychodnie, w tym również bydgoskie, nie chcą przyjmować pacjentów. Zgodnie z zaleceniami jeżeli podejrzewamy u siebie koronawirusa powinniśmy dzwonić na specjalną linie NFZ: 800190590 (całodobowa). Ewentualnie udać się, ale w sposób unikający kontaktu z innymi, do Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego. Mamy sygnały, ze czasami jest bowiem problem z dodzwonieniem się na numer NFZ. Okazuje się, że linia jest mocno obciążona, często są to telefony w stylu ,,sąsiad przyjechał zza granicy i kaszle”. Są jednak osoby, które przychodziły do przychodni twierdząc, ze mogą mieć koronawirusa, co destabilizowało pracę przychodni, a procedury dezynfekcje wywołały sensacje, niekiedy nawet panikę – tak było przed kilku dniami w Sadkach.
Docierają do nas również sygnały, że szpitale również ograniczyły funkcjonowanie SOR-ów z uwagi na zagrożenie koronawirusem.
– Patrząc na ostatnie sytuacje w szpitalach (SORy zamykane z obawy przed wirusem, konsultacja pacjenta przez telefon), to zastanawiam się ile zgonów będzie spowodowanych innymi czynnikami chorobotwórczymi, niż samym „korona wirusa”? – komentuje w mediach społecznościowych Szymon Wiłnicki, wiceprzewodniczący Rady Miasta Bydgoszczy, pracujący na co dzień jako ratownik medyczny.