W Warszawie kupując bilet za 4,40 zł możemy przez 75 minut korzystać z całej komunikacji miejskiej, w tym z metra które znacząco ułatwia przemieszczanie się po całym mieście. W Bydgoszczy za te pieniądze nie otrzymamy nawet 60 minutowego biletu. Coraz więcej dużych miast różnicuje ceny biletów miesięcznych dla swoich mieszkańców i przyjezdnych.
W Bydgoszczy bilet miesięczny na całą sieć kosztuje obecnie 108 zł, są oczywiście miasta gdzie jest on droższy, niekiedy jak w Poznaniu nawet znacznie (149 zł). Drożej jest chociażby w: Gdańsku, Rzeszowie, Opolu, w Białymstoku, czy w Kielcach.
Bydgoską sieciówkę można uznać za jedną z tańszych, ale zależy jak się na to spojrzy
We wspomnianej Warszawie cena sieciówki obejmującej wspomniane metro oraz w granicach miasta pociągi Kolei Mazowieckich i Warszawską Kolej Dojazdową to 110 zł, czyli 2 zł więcej niż w Bydgoszczy. Dla posiadaczy Karty Warszawiaka jest to cena 98 zł, czyli nieporównywalna z Bydgoszczą. W Poznaniu 149 zł za bilet miesięczny to sporo jak porównamy z Bydgoszczą, ale jak posiada się Kartę Poznaniaka to jest już tylko 119 zł. Najdroższe bilety ma Łódź 168 zł za sieciówkę, ale mieszkańcy Łodzi mogą ją otrzymać za 96 zł.
Sporą różnicę widać też w Krakowie, gdzie standardowa cena to 148 zł miesięcznie, a dla mieszkańców tylko 80 zł. W Lublinie mamy również zróżnicowanie z 128 zł do 96 zł dla posiadaczy karty.
Jest to sprawiedliwe
Na pierwszy rzut oka nierówne ceny w zależności od miejsca zamieszkania mogą się wydać kontrowersyjne, taki kierunek jako pierwsza obrała już wiele lat temu Warszawa, ale jak widać w przypadku chociażby Krakowa i Łodzi, to są bardzo spore różnice w cenie. Trzeba bowiem pamiętać, że komunikacja miejska nie utrzymuje się tylko z biletów, sporą część dokłada organizujący ją samorząd, czyli mieszkańcy dokładają ze swoich podatków pieniądze, które gdyby nie ten wydatek można by zainwestować. Przyjęło się mówić, że mieszkańcy miast płacą za komunikację podwójnie, choć jak spojrzymy na szacunki z budżetu Bydgoszczy na 2023 roku, gdzie bilety mają pokryć jedynie 35% ogółu kosztów, to zbliżamy się do sytuacji, gdy bydgoszczanie za komunikację zapłacą potrójnie.
Zróżnicowanie cen dla mieszkańców dokładających z podatków do funkcjonowania systemu, ma na celu usunięcie powstającej niesprawiedliwości. Uprawnienia do tańszych biletów są przyznawane w oparciu o miejsce rozliczania podatku, co pozwala uzyskać do nich uprawnienia osób które niekoniecznie mieszkają w mieście ale decydują się w nim zameldować. Dla miasta jest to jednak korzyść, bowiem udział w podatku od tej osoby trafia do ich budżetu. Praktyka pokazuje, że miasta, które zdecydowały się wprowadzić karty mieszkańców, odnotowywały wzrost wpływów, takie informacje otrzymaliśmy również z inowrocławskiego ratusza, który zdecydował się na wprowadzenie Karty Inowrocławianina.
W przypadku Warszawy od samego początku zakładano, iż z tańszych biletów mogliby korzystać też mieszkańcy sąsiednich gmin, jeżeli zdecydują się partycypować w kosztach utrzymania komunikacji miejskiej. Z czasem nazwano to biletem Warszawa+ , w którym uczestniczy ponad 20 gmin.
W Bydgoszczy na razie bez planów
Po wielu latach dyskusji w 2021 roku prezydent Rafał Bruski wydał zarządzenie w sprawie rozpoczęcia prac koncepcyjnych nad Biletem Bydgoszczanina. Nie przyniosły one jednak realnej propozycji, za to usłyszeliśmy, że skutki pandemii i Polskiego Ładu dla budżetu miasta na razie wstrzymują te pracę, co może pokazywać, że nie ma pomysłu, aby ten model wykorzystać mimo wszystko do wzrostu wpływów budżetowych. Przyczyną tego może być obawa, że samorządy ościenne nie byłyby zadowolone, gdyby okazało się, że dla ich mieszkańców opłaty miałyby być wyższe niż dotychczas lub musiałyby partycypować w kosztach bydgoskiego systemu komunikacji miejskiej.