Za nami tydzień protestów rolniczych, które utrudniały nam życie. Są to największe protesty w Polsce w ostatnich latach, szacuje się, że w województwie kujawsko-pomorskim obok obszarów przygranicznych, skala tych protestów jest najwyższa. Nie bez powodu w poniedziałek na nadzwyczajnej sesji zbierze się Sejmik Województwa. Z drugiej strony padają zarzuty, że działania rolników nie sprzyjają Ukrainie w obronie przed Rosją.
Mamy do czynienia z sytuacją, która na pewno nie jest czarno-biała, są tutaj różne odcienie szarości, dlatego trudno do sprawy się odnosić poprzez stawanie po jednej czy drugiej stronie barykady. Fakty są takie, że w styczniu ceny płodów rolnych w skupach – według najnowszych danych GUS – są rekordowo niskie. Jednym z tego powodów jest zalew polskiego rynku, a właściwie całego unijnego, tanim zbożem z Ukrainy, które jest gorsze jakościowo. Pierwsze sygnały, że ukraińskie zboże może być problemem pojawiły się pod koniec 2022 roku, nie podejmowano jednak skutecznych działań, aby przeciwdziałać negatywnym skutkom. Sytuacja na rynku zaczynała robić coraz gorsza i teraz mamy tego kumulacje, co doprowadziło rolników do takich kroków jak wysypywanie zboża ukraińskiego.
Przyczyn problemu zbożowego jest wiele, począwszy od aktywności nieuczciwych Ukraińców, nie jest tajemnicą, że oligarchowie robią na tym biznesy, przez Polaków chcących na tym zarobić, przez politykę dużych koncernów działających w Polsce, które optymalizują koszty dzięki tańszemu ukraińskiemu zbożu, na nieudolności w kontrolach granicznych po polskiej stronie. Sami celnicy przyznali, że procedury nie ułatwiają im zadania, a siły jakie dysponują to według komunikatu ich związku zawodowego sprawiają, że granica z Ukrainą nie jest szczelna.
Na protestach słyszeliśmy postulaty, aby natychmiastowo zamknąć granicę oraz wprowadzić cła wobec Ukrainy. Tego postulatu rząd nie spełnia zarówno z powodu uzgodnień europejskich, ale też tego, że osłabiłoby to Ukrainę, która miewa ostatnio gorszy okres na froncie.
Wyłaniają się z tego wszystkie następujące fakty:
1. Rolnicy mają prawo być niezadowoleni i protestować, bo sytuacja na rynku robi się dramatyczna, do czego przyłożyli ręce Ukraińcy, dla których ważniejsze są ich interesy niż obrona kraju przed agresorem.
2. Polski rząd musi prowadzić odpowiedzialną politykę, czyli mieć też na uwadze to, że za wschodnią granicą trwa wojna.
Opinia publiczna powinna w tej sytuacji być powściągliwa i unikać jednoznacznych emocji. Oligarchia to wielki problem Ukrainy, nie jest tajemnicą, że nawet spora część pomocy humanitarnej jest rozkradana w tym kraju, na czym cierpią zwykli Ukraińcy. Trzeba być zatem ostrożnym, aby nie dolewać oliwi do ognia w postaci podburzania nastrojów antyukarińskich, na czym zależy w szczególności Rosji. Przy czym to nie może być też argument, aby z błotem obrzucać polskich rolników, którzy są w tym momencie najbardziej pokrzywdzoną grupą w tej sytuacji.
Wojewoda wykazał dojrzałość
Protest rolników z 9 lutego w Bydgoszczy, w czasie którego doszło do eskalacji emocji politycznie obciążył na pewno wojewodę Michała Sztybla. 20 lutego widzieliśmy już jednak, że Sztybel wyciągnął lekcje z tamtego dnia, oczekując nie w urzędzie, ale w tłumie rolników. Wojewoda w swojej wypowiedzi mówił też rzeczy niezbyt chętnie słuchane przez rolników – przypomniał, że Ukrainie trzeba pomagać, ale nie interesem polskich rolników oraz o tym, że polskie rolnictwo zyskało na obecności w Unii Europejskiej. W czasie, gdy o tym mówił pojawiły się głosy niezadowolenia, ale po tym można poznać dojrzałego polityka, że ma odwagę mówić nie tylko to co chcą inni usłyszeć.