Około sto osób wzięło udział w manifestacji przeciwko polityce marszałka Piotra Całbeckiego, która przeszła ulicami Bydgoszczy. Zakończyła się ona pod delegaturą Urzędu Marszałkowskiego, gdzie na drzwiach tej placówki przyklejono żądania – m.in. odwołania przez sejmik Piotra Całbeckiego oraz wyrównania strat, jakich doznała w czasie jego rządów Bydgoszcz i jej sąsiedzi.
Władze Inowrocławia rozpoczynają konsultacje społeczne, w których pytają co dalej z budową łącznika. Miastu grozi możliwość zwrotu przyznanej w przeszłości dotacji unijnej, a prezydent chce, decyzję w tej sprawie podjęli mieszkańcy Inowrocławia.
Kluby PiS, SLD, Miasto dla Pokoleń oraz radni niezrzeszeni nie skorzystali z zaproszenia prezydenta Rafała Bruskiego, który chciał porozmawiać z nimi o zmianie treści porozumienia dotyczącego ZIT, w związku z wczorajszymi ustaleniami z wicepremier Bieńkowską.
Ustalenia, jakie zarysowało spotkanie u Pani minister Elżbiety Bieńkowskiej w Warszawie mogą być jedynie wstępem do dalszych rozmów – pisze Jerzy Derenda prezes Towarzystwa Miłośników Miasta Bydgoszczy.
O godzinie 17:00 z Placu Wolności wyruszy manifestacja przeciwko marginalizowaniu Bydgoszczy. Początkowo protestujący zamierzali domagać się dymisji marszałka województwa Piotra Całbeckiego. Gorzkich słów można się jednak spodziewać także pod adresem prezydenta Rafała Bruskiego i jego postawy wobec ZIT.
Prezydent Rafał Bruski na konferencji prasowej podsumował negocjacje z udziałem wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej, które uważa za swój duży sukces. Głównie z tego powodu, że nie doprowadził do sytuacji, gdy kontrolę nad ZIT-em przejąłby marszałek, o co ten miał zabiegać.
Dyskusja o tym, czy negocjacje dotyczące ZIT z udziałem wicepremier Bieńkowskiej zakończyły się sukcesem czy porażką nie mają sensu. Osoby, które interesują się bowiem tą tematyką doskonale zdają sobie sprawę, że z punktu widzenia Bydgoszczy, ale także i innych gmin z zachodniej części województwa odnieśliśmy porażkę. Kwestie, które prezydent Bruski uważa za wywalczone, nie mają większego sukcesu. Trzeba zatem sytuację nazwać po imieniu i wyciągnąć z niej lekcje, zamiast budowania propagandy sukcesu, którego nie ma.
7 czerwca odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego, w których wybierzemy 53 przedstawicieli Polski. Ilu będzie dokładnie reprezentantów województwa kujawsko-pomorskiego? Możemy spekulować na podstawie sondaży, ale ostatecznie w skomplikowanej ordynacji nic nie jest pewne. Kluczową rolę może odegrać frekwencja.
W pewnym sensie każdy mieszkaniec województwa kujawsko-pomorskiego będzie mógł w czerwcu wskazać, czy bliższa jest mu wizja polityczna Ursuli von den Leyen, czy Nicolasa Schmita, bądź Sandro Goziego. Problem w tym, że dla większości mieszkańców naszego województwa jedynym kojarzonym w tym gronie nazwiskiem jest szefowa KE Ursula von den Leyen, a dużą liczba osób czytających tę publikację pierwszy raz słyszy o czymś takim jak czołowi kandydaci. Idziemy w tym miejscu trochę pod prąd z polskim dyskursem politycznym, ale rolą mediów jest informowanie – a idea czołowych kandydatów wydaje nam się ciekawa.