Na najważniejszy punkt jutrzejszej sesji Rady Miasta próbuje się forsować obywatelski projekt uchwały dotyczący gospodarki odpadami. Merytorycznie ten punkt nie będzie miał jednak większego znaczenia i niemalże pewne jest, że go Rada Miasta odrzuci, bo przyjęcie takich regulacji nie ma ekonomicznych racji bytu.
Obradom Rady Miasta towarzyszyć będzie obywatelska pikieta, której uczestnicy na decyzję Rady Miasta odpowiedzą z dużym oburzeniem – Zlekceważono głosy mieszkańców – zapewne nie raz usłyszymy. Zlekceważone głosy zostaną, ale grupy polityków, w tym osób będących na utrzymaniu nieprzychylnego Bydgoszczy Urzędu Marszałkowskiego w Toruniu. Warto zwrócić także uwagę na fakt, że lider stowarzyszenia My Bydgoszczanie Mariusz Krupa mieszka w gminie Białe Błota, więc go zgłoszona na jutro uchwała wcale nie dotyczy. Oszukani w tym wypadku pozostaną bydgoszczanie którzy podpisali się pod obywatelskim projektem uchwały, nie do końca będąc poinformowani o wszystkich kwestiach.
Bez emocji
Unia Europejska nałożyła na Polskę pewne zobowiązania dotyczące gospodarki odpadami, których jednym z celów jest likwidacja dzikich wysypisk. W myśl zasady, że skoro każdy będzie płacił, to nikt nie będzie wywoził śmieci do lasu. Niestety efektem tego prawa są dodatkowe koszty związane z biurokracją, które ktoś będzie musiał pokryć, czyli obywatele. Patrząc na kondycję ekonomiczną naszego kraju nie jest to dobra dla Polski dyrektywa, ale tak już politycy na wyższym szczeblu ustalili. W odpowiedzi na to powstała ustawa sejmowa, która jak się okazuje jest ,,kiepska”, zawiera wiele błędów i w wiele jej zapisów zaskarżono do Trybunału Konstytucyjnego.
Nowe regulacje prawne są jednak największym problemem dla samorządów i mieszkańców, którzy będą musieli płacić za utylizacje śmieci więcej. Dla gmin jest to problem, gdyż muszą w pośpiechu eksperymentować z wprowadzaniem nowej uchwały.
W grudniu Rada Miasta przyjęła uchwałę ustalającą wysokość opłat, co na samorządach wymuszała ustawa sejmowa. Ustalono dość wysokie stawki (25 zł gdy nie ma segregacji i połowę tej kwoty w przypadku segregacji). Już wówczas jednak zastępca prezydenta Grażyna Ciemniak podkreślała, że są to maksymalne stawki jakie mogą być, a ceny powinny być zmniejszone na drodze przetargów. Ta informacja jednak nie specjalnie była akcentowana przez dziennikarzy zajmujących się sprawą.
Już po rozpoczęciu konkursu ofert okazało się, że te stawki zmaleć mogą powyżej 30%, co wbrew niektórym opiniom nie jest dla nikogo zaskoczeniem, gdyż można było to od początku przewidzieć.
Przyjmowanie regulacji jak chce stowarzyszenie My Bydgoszczanie (opłaty 13 zł i 6,50 zł) w obecnym momencie nie ma merytorycznej racji bytu, stąd też wynik jutrzejszego głosowania nie będzie raczej zaskakujący.
Teraz o emocjach
Nowe regulacje dotyczące gospodarki śmieciami są także kłopotliwe dla władz Bydgoszczy, co sprytnie próbuje wykorzystywać stowarzyszenie My Bydgoszczanie. Do zbierania podpisów włączono działaczy Rad Osiedli, podpisy były zbierane także pod kościołami. Przekaz do mieszkańców był prosty – Czy chcesz mniejszych opłat za śmieci? – I tutaj odpowiedź w większości przypadków była łatwa do przewidzenia. Nie wyjaśniano już osobom podpisującym całej tej skomplikowanej sytuacji. I na tym polega właśnie populizm tej ekipy.
Przypomina to trochę akcję zbierania podpisów pod petycją w sprawie budowy Aquaparku, w czasie ostatniej kampanii samorządowej. Wówczas duża część działaczy stowarzyszenia My Bydgoszczy, z prezydentem Konstantym Dombrowiczem na czele, była u władzy. Zbiórka podpisów odbywała się na podobnych zasadach jak dzisiaj, było wówczas pytanie – Czy chcesz Aquaparku?. Wtedy mądrze przed opinią publiczną ukryto jednak opinie prawną, która ostrzegała ratusz, że budowa parku wodnego na tych zasadach jest niekorzystna dla interesów miasta. Nic więc dziwnego, że propozycja ta nie spotkała nigdy akceptacji radnych.
Nad poręczeniem kredytu na budowę Aquaparku Rada Miasta głosowała kilka razy, gdyż prezydent kazał głosować ten sam projekt kilka razy licząc, że radni w końcu zmienią zdanie. Towarzyszyła temu kampania szkalująca niepokornych rajców na koszt podatnika. To nie miało jednak nic wspólnego z demokracji.
Głosowania do skutku za kadencji Dombrowicza miały miejsce wiele razy. W czasie jednej z sesji Rady Miasta radny Adam Fórmaniak powiedział wprost, że w okresie między sesyjnym prezydent próbuje wpływać na radnych po przez SMS-y.
Patrząc na towarzyszące kwestii jutrzejszego głosowania emocje, zauważam, że zaczyna się stosować podobne metody co na jesień 2010 roku. I tutaj powinniśmy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chcemy takiej debaty publicznej. Szczególnie, że wczoraj obchodziliśmy Dzień Samorządu Terytorialnego. Przez ostatnie trzy lata zmieniło się w bydgoskiej demokracji wiele, wprowadzono możliwość występowania mieszkańców w czasie obrad Rady Miasta, obywatelskie projekty bez większych problemów trafiają pod obrady, a zainteresowane osoby mogą w czasie obrad Rady Miasta organizować legalnie pikietę, tak jak będzie to miało miejsce jutro. Pisze o tym, bo pojawienie się z transparentem z napisem Stadion Miejski Zawisza na sesji Rady Miasta w 2008 roku skończyło się dla kibiców w sądzie. Kibiców po kilku rozprawach jednak nie ukarano, gdyż nikt nie dopatrzył się, aby ich postępowanie zasługiwało na potępienie. Koszty sądowe zapłacił jednak podatnik, bo majestat ówczesnego prezydenta został tym protestem urażony.