Bydgoska PO walczy o życie

Archiwum 2010

Napięcie wewnątrz kujawsko-pomorskiej Platformy Obywatelskiej sięgnęło zenitu. Nieoficjalnie mówi się już nawet, że bydgoskie struktury zawnioskowały do władz krajowych o rozwiązanie władz wojewódzkich. Wszystko zaczęło się od tego, że działacze z Bydgoszczy postawili się w kwestii wyboru marszałka. Warto spróbować poszukać powodu takiego działania, co wcale nie jest trudnym zadaniem.

Gdy cztery lata temu marszałek Piotr Całbecki układał sobie zarząd po swojemu, mianując na wicemarszałka Edwarda Hartwicha, to zbytnio w Bydgoszczy nikt nie protestował, choć sytuacja wydaje się podobna jak dzisiaj ze Zbigniewem Ostrowski. Wówczas o tym, że Hartwich nie ma zaufania bydgoskich struktur można było się dowiedzieć co najwyżej drogą nieoficjalną. Dzisiaj posłowie mówią to z kolei już wprost. Skąd zatem pojawił się ten nastrój bojowy?

 

Najprawdopodobniej wszyscy zdali sobie w Bydgoszczy sprawę, że opanowany przez stronników posła Tomasza Lenza zarząd regionalny, będzie chciał wpływać na układ bydgoskich list do Sejmu, tak jak było to chociażby przy ostatnich wyborach do Sejmiku. Takie próby podejmowano już przed 4 laty, gdy chociażby ustalano nominację do Senatu. Andrzej Kobiak nie miał nigdy zbyt dużego poparcia w bydgoskich strukturach, bo w swojej postawie wobec Bydgoszczy nie różnił się zbytnio od Hartwicha.

 

To wszystko oznacza, że los wielu obecnych parlamentarzystów, którzy nie mają dobrych relacji z posłem Lenzem może być zagrożony, gdyż toruńskie struktury zapewne by chciały Teresę Piotrowską czy Pawła Olszewskiego wymienić na inne nazwiska. Dodatkowo nie ma pewności, czy PO w okręgu bydgoskim utrzyma swój wynik 6 mandatowy, czy reprezentacja tej partii w parlamencie na przyszłą jesień nie stopnieje.