Czy z ZIT-em popełnimy błędy z przeszłości?



Negocjacje nad Zintegrowanym Obszarem Funkcjonalnym przyśpieszyły, wszystko po to, aby móc wykorzystać pełną pulę pieniędzy przeznaczoną dla naszego województwa. Mimo tego, że wiele elementów negocjowanej umowy okazać się może dla Bydgoszczy niekorzystnych, nasze władze nie mają odwagi, aby stanowczo powiedzieć – Nie będziemy w taki sposób rozmawiać. Czy popełnimy błędy z przed ponad 15 lat, gdy także tej odwagi zabrakło.

 

Rozmawiając kilka miesięcy temu z radnym Stefanem Pastuszewskim o kulisach powstaniach województwa kujawsko-pomorskiego wymienił wiele błędów. W szczególności doprowadzono do sytuacji, że Bydgoszcz mimo, iż jest największym miastem w województwie, ma w nim słabą siłę polityczną. To widzi każda osoba, która interesuje się lokalną polityką. Przez te 15 lat nie mieliśmy bowiem żadnego marszałka związanego z Bydgoszczą, a jak wynika z wyliczeń, w przeliczeniu na mieszkańca otrzymujemy znacznie mniej środków z Unii Europejskiej niż Toruń. 

 

Pastuszewski wraz ze śp. Andrzejem Szwalbe optowali wówczas, aby w skład naszego województwa wszedł dzisiejszy powiat pilski. W praktyce oznaczało by to, że zachodnia część województwa miała by silniejszą pozycję od wschodniej. Tak się jednak nie stało, a główną tego przyczyną był brak politycznego zmysłu bydgoskich elit, które nie potrafiły postawić na swoim.

 

Obecnie ważą się losy tzw. Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych, czyli tworu, który ma dysponować do 2020 roku kwotą około 150 mln euro na inwestycje w ramach obszaru ZIT. Rząd chce, aby samorządy mogły tworzyć ZIT oddolnie, w skutek woli zainteresowanych samorządowców. Wyjątkiem jest nasze województwie, gdzie obecna wicepremier Elżbieta Bieńkowska dała do zrozumienia  – Powstanie ZiT Bydgoszczy i Torunia, albo nie będzie w ogóle pieniędzy.

 

Tak sformułowany szantaż nie podobał się bydgoskim samorządowcom, szybko im jednak zapał do walki opadł i zaczęli się dostosowywać do odgórnie narzucanych nam rozwiązań.

 

Miasto od samego początku powinno dać do zrozumienia, że nie do przyjęcia są narzucone nam zasady tworzenia ZIT-u  – odnosi się krytycznie do działań władz miasta Piotr Cyprys ze stowarzyszenia Metropolia Bydgoska – Z informacji, które do nas docierają wynika, że  obecne negocjacje dotyczące roli naszego miasta w ZIT-cie  nie są w stanie zabezpieczyć dwóch najważniejszych dla Bydgoszczy interesów – jej przewodnictwa  i ulokowania w niej instytucji nim zarządzających. Jak się okazuje nawet podział środków pomocowych według parytetu ludności może nie być zachowany. Czy taki związek jest nam potrzebny, gdy nie będziemy decydować ani o podziale środków ani o ich przeznaczeniu – gdy to głównie dzięki naszemu potencjałowi takie środki mogą napłynąć.   

 

 

Dla Bydgoszczy korzystny mógłby być ZIT obu miast, gdyby był oparty o faktycznie istniejące obszary funkcjonalne. Oznaczało by to bowiem, że w jego skład wszedł by duży obszar na zachód od Bydgoszczy. W takiej konfiguracji Bydgoszcz z sąsiadami miała by głos decydujący w ZIT. Politycy próbują doprowadzić jednak do sytuacji, aby wyrównać proporcje Bydgoszczy i Torunia. Czyli w praktyce może zakończyć się to jak negocjacje nad powstaniem województwa kujawsko-pomorskiego 15 lat temu.

 

Jeszcze przed wakacjami przewodniczący Rady Miasta Roman Jasiakiewicz mówił, że być może będzie trzeba napisać skargę na  działalność minister Bieńkowskiej do Unii Europejskiej. Na samym rozważaniu się jednak skończyło.

 

Nie zareagowano w należyty sposób na niekorzystną dla nas politykę rządu. W tej sytuacji w szczególności sprzeciw powinni wyrazić nasi politycy i samorządowcy – dodaje Cyprys.

 

Początkowo rozważano także odgórne narzucenie wspólnego ZIT Gorzowowi Wielkopolskiemu i Zielonej Górze, z tego pomysłu ministerstwo się jednak wycofało.

 

Ostatnie działania prezydenta Rafała Bruskiego budzą niepokój zatem wielu stowarzyszeń, nie podobają się także przedstawicielom młodzieżówek, które w roku 2011 na specjalnej sesji Rady Miasta wzywały do wycofania się z błędów z przed 15 lat.  Jakub Brągiel mówił wówczas, że to przedstawiciele młodego pokolenia za kilka lat będą kierować Bydgoszczą, która będzie odczuwać skutki decyzji podejmowanych przez starszych samorządowców.