Facebook-owy spam wyborczy

Fot: Facebook

Fot: Facebook

Obecność w mediach społecznościowych przez wielu kandydatów uważana jest za podstawę kampanii wyborczej. Takie mają być bowiem wymogi nowoczesnej kampanii wyborczej. Kogo nie ma na Facebook-u ten publicznie ma nie istnieć. Odnoszę jednak wrażenie, że w czasie wyborów samorządowych w 2018 roku Facebook nie będzie budził już takich emocji, a jego szczytowy moment przy kampaniach wyborczych w Polsce powoli zaczyna dobiegać końca.

 

Pierwszy raz Facebook-em pod względem prowadzenia kampanii wyborczej zacząłem obserwować dokładnie w czasie wyborów samorządowych w 2010 roku. Była to w pewnym sensie nowość, do tego stopnia, że ratusz nie posiadał wówczas jeszcze Fan Page. Dość twardo tę formę komunikacji z wyborcami próbował wykorzystywać wówczas jeszcze kandydat na prezydenta Rafał Bruski. I muszę przyznać, że wówczas z większym entuzjazmem śledziłem kampanie na Facebook-u. Kandydatów obecnych w sieci było wówczas niezbyt wielu, można było prowadzić ciekawe dyskusje, a nawet w oparciu o nie tworzyć artykuły.

 

Dzisiaj tego tak naprawdę już nie ma. Fan Page ma prawie każdy kandydat, choć osobiście zastanawiam się po co im to? Z reguły są one bowiem polubione przez znajomych kandydatów, w dużej mierze znajomych z partii i z punktu walki o głosy wiele taka działalność raczej nie pomoże. W szczególności, że jest wielu kandydatów, którzy na swoich stronach nie przedstawiają nawet propozycji programowych. Prowadzonych z sensem tzw. Fan Page jest w naszym regionie bardzo niewiele.

 

Są też tacy, którzy próbują wykorzystać Facebook jako nośnik darmowej reklamy. Wklejają na różnego rodzaju swoje ulotki i inne projekty graficzne. Spotykają się one jednak w prawie każdym przypadku z tzw. hejtem, czyli złośliwą krytyką internautów. Mimo tego, ten spam w internecie kandydaci tworzą na potęgę. Skoro jednak internauci reagują na niego nerwowo, to szybciej można się spodziewać, że w ten sposób potencjalnego wyborcę można do siebie zrazić niż przyciągnąć.