Gorzów wywalczył to czego nie umieli nasi politycy

Województwo lubuskie jest jedynym w Polsce, gdzie powstaną dwa ZIT-y: Gorzowski i Zielonogórski. Prezydent Gorzowa nie próbował jednak tak jak Rafał Bruski szukać kompromisu, lecz zagroził niepodpisaniem porozumienia i nasłania prokuratury na Urząd Marszałkowski.

Ministerstwo Rozwoju Regionalnego (dzisiejsze Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju) od samego początku debaty o ZIT-ach chciało, aby w kujawsko-pomorskim i lubuskim powstały obszary funkcjonalne dwurdzeniowe.

 

 

Nie zyskało to jednak akceptacji samorządowców z tego drugiego województwa i szybko ministerstwo musiało się z tej zapowiedzi wycofać.

 

Na ZIT-y Zielonej Góry i Gorzowa Wielkopolskiego zaplanowano podzielenie 66 mln euro. Każde z miast około 120 tys. mieszkańców, czyli łącznie mają mniejszy potencjał niż Bydgoszcz. Prezydent Gorzowa Tadeusz Jędrzejczak pod koniec lutego uznał, że jest to kwota stanowczo za mała i zażądał jej podwojenia. W gorzkich słowach krytykował marszałka województwa, że sprzyja Zielonej Górze przy podziale środków unijnych, grożąc przy tym, że takiego porozumienia w sprawie powołania ZIT nie podpisze, a dodatkowo zawiadomi prokuraturę w sprawie działalności Urzędu Marszałkowskiego.

 

W ślad za włodarzem Gorzowa Wielkopolskiego poszedł prezydent Zielonej Góry, który także zaczął oczekiwać większych pieniędzy.

Marszałek Elżbieta Polak początkowo nie kryła oburzenia zachowaniem prezydenta Gorzowa. Ostatecznie jednak na początku kwietnia kwotę na oba ZIT-y podwyższono do 100 mln euro, co zmniejszyło pule pieniędzy, która będzie we władaniu marszałka. Aglomeracja Gorzowska otrzyma 50 mln euro, zaś Zielono-Górska 58 mln euro.

 

W województwie lubuskim zatem specjalnie nikt nie przejmował się tym, co sobie pomyśli minister Elżbieta Bieńkowska.