Kontrakt Terytorialny, czyli ZIT-owskie deja vu

Fot: Tymon Markowski / Urząd Marszałkowski

W towarzystwie premier Ewy Kopacz został podpisany w Ostromecku Kontrakt Terytorialny. Odbyło się to w przedostatnim dniu kampanii wyborczej, co ma symbolizować medialni sukces Platformy Obywatelskiej. Jest to jednak w praktyce sukces PO z okręgu toruńsko-włocławskiego, bo prezydent Rafał Bruski nie ugrał tak naprawdę nic.

Jeszcze przed tygodniem prezydent Rafał Bruski stanowczo krytykował współpracę z marszałkiem Piotrem Całbeckim, przy tworzeniu tego dokumentu. Zarzucał marszałkowi przede wszystkim to, że jako samorządowiec nie widział dokumentu, który trafił pod obrady rządu. Po spotkaniu z panią minister Ewą Wasiak wycofał się, w zamian otrzymując minimalne ustępstwo od marszałka, w postaci przebudowy fragmentu ulicy Grunwaldzkiej. To zdarzenie można by porównać do negocjacji ZIT, gdy także prezydent Bruski po spotkaniu z wicepremier Elżbietą Bieńkowską wycofał się z kluczowych dla Bydgoszczy zapisów. Sytuacja zatem się powtórzyła.

 

Tym razem nie było jednak takiego rozgłosu medialnego, jak to miało miejsce w kwietniu, gdy głosowany był ZIT. Inna sprawa, że tematyka Kontraktu Terytorialnego w lokalnych mediach nie była, aż tak często poruszana, co z kolei wpływa na małą znajomość zagadnienia przez bydgoszczan. Po z kolei związane było to z tym, że najważniejsze ustalenia na szczeblu wojewódzkim zapadały pod koniec sierpnia, w dość ekspresowym tempie, gdy wielu samorządowców było na wakacjach. W mediach także królowała wówczas tematyka wakacyjna.

 

Nie mniej jednak prezydent Rafał Bruski w mojej opinii poniósł kolejną dużą porażkę i to na cztery dni przed wyborami. Pozostaje mu w tym momencie robić tylko dobrą minę do złej gry i obecność premier Ewy Kopacz pokazywać jako sukces.

Szersze omówienie Kontraktu Terytorialnego w piątek na naszych łamach.