Tak przynajmniej tłumaczył jeden z pracowników Portu Lotniczego Bydgoszcz na środowym posiedzeniu Rady Miasta. Na sesje zaproszono przede wszystkim prezesa portu Tomasza Moraczewskiego, ten jednak z powodów mniej lub bardziej uzasadnionych nie dotarł.
Prezes Moraczewski mógł czuć niechęć do sali sesyjnej bydgoskiego ratusza, gdyż w tym miejscu kilka miesięcy temu spotkał się ze stanowczą krytyką ze strony radnych właściwie wszystkich opcji politycznych, a także przybył specjalnie na te obrady parlamentarzystów. Trudno jednak się im dziwić skoro lotnisko nie funkcjonuje tak jak należy, a w ostatnim czasie pojawiły się głosy polityczne w sąsiednim mieście, że należałoby rozważyć jego likwidację.
Prezes na krytykę radnych obrażać się jednak nie powinien zbytnio, gdyż za swoją pracę otrzymuje około 20 tys. zł miesięcznie. Rocznie mamy zatem prawie 250 tys. zł, gdy lotnisko odnotowało w ubiegłym roku 8,2 mln zł straty. Jak jednak słyszymy marszałek Całbecki z pracy swojego podwładnego jest niezwykle zadowolony.
W tym tygodniu Moraczewski naprzeciwko radnych nie stanął, przysłał tylko swojego pracownika, który tłumaczył, że na lotnisku jest wspaniale. Radni zbytnio nawet nie zadawali mu pytań, bardziej jak się domyślam w geście bezradności.