SLD przed wyborami w sprawie marszałka się nie chce zdeklarować



Czy na piątą kadencję z rzędu marszałkiem zostanie wybrany przedstawiciel województwa na wschód od Wisły? Głosując na SLD w wyborach do Sejmiku kupujemy trochę kota w worku, bo na jednoznaczne deklaracje ze strony tej partii nie możemy liczyć.

 

Platforma Obywatelska zdeklarowała już, że kandydatem tej partii na marszałka będzie po raz trzeci Piotr Całbecki. Inne partie póki co nie mają odwagi przedstawić swoich kandydatur, co z kolei sprawiłoby, że te wybory samorządowe stałyby się bardziej przejrzystymi.

 

Postulatem ogólnokrajowym SLD są bezpośrednie wybory mieszkańców. Stąd też postanowiliśmy zapytać przewodniczącego klubu radnych SLD w Sejmiku Stanisława Pawlaka:

 

– Czy SLD przedstawi kandydata na marszałka przed wyborami, czy zostanie on wybrany po wyborach przy zielonym stoliku?

 

Pawlak zaczął nas pouczać z kwestii prawnych jasno twierdząc – Marszałek zostanie wybrany na skutek ustaleń koalicyjnych.

 

– Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby wcześniej przedstawić kandydata – dopytujemy.

 

– Dopóki nie zostaną wprowadzone bezpośrednie wybory marszałków, to nie będziemy nic zmieniać – trzymał się jasno swojego stanowiska.

 

-Skąd zatem mieszkańcy zachodniej części głosując na SLD mają mieć pewność, że na piątą kadencje z rzędu nie zostanie wybrany reprezentant wschodniej części województwa?

 

– Dlatego musimy walczyć o odzyskanie mandatu przez Bydgoszcz – odpowiedział krótko Pawlak.

 

Przez ostatnie 16 lat Bydgoszcz miała mandat więcej, ale mimo to przez 4 kadencje marszałkowie byli związani z Toruniem, w tym 8 lat marszałkiem był toruński działacz SLD. Obecnie w Sejmiku radnymi funkcyjnymi w SLD są osoby z Włocławka, w tym przewodniczący Stanisław Pawlak.

 

 


 

Komentarz autora:

Lekcji ze znajomości prawa ze strony radnego nie potrzebuję. Pomysł, aby partie przedstawiły kandydatów na marszałków wcześniej, zaczerpnąłem z ustaleń w oparciu o które wybrano szefa Komisji Europejskiej. Taka formuła pół bezpośrednich wyborów szefa KE oparta była o dżentelmeńskie ustalenia. Dziwi mnie jednak, że radny Pawlak jako przedstawiciel partii euroentuzjastycznej mógł tego nie wiedzieć, a to przecież kandydat Europejskich Socjalistów i Socjaldemokratów Martin Schultz na wiecu SLD w Warszawie zabiegał o poparcie wyborców dla swojej kandydatury. U nas jak widać jeszcze królują metody podziału władzy przy zamkniętych dla opinii publicznej gabinetach.

 

Do tego tematu będę jednak dość często wracał.

 

Objaśnienie: W przypadku wyborów szefa KE ustalono, że nominację na to stanowisko uzyska kandydat frakcji, która uzyska największe poparcie w skali całej Unii Europejskiej. Wygrała EPP (współtworzona przez PO i PSL), której kandydatem był Jean-Claude Juncker.