Czy Straż Miejska została użyta do celów politycznych?



Wracamy do dość kontrowersyjnej, a zdaniem niektórych środowisk także skandalicznej, sytuacji z soboty, gdy po uroczystości zasadzenia Dębu Wolnej Ukrainy Straż Miejska zaczęła legitymować osoby, które nie zgadzały się z jej przesłaniem.

Wielu polskich polityków przedstawia pogląd, że Polska powinna wspierać rozwój demokracji na Ukrainie. W sobotę jednak wręcz na oczach Minister Spraw Zagranicznych Teresy Piotrowskiej, prezydenta Bydgoszczy Rafała Bruskiego i posłanki Grażyny Ciemniak Straż Miejska próbowała legitymować osoby, które korzystały w Polsce ze swoich praw demokratycznych, a to zgodnie z polskim prawem nie upoważnia akurat tej formacji do tego typu działalności. Działo się to na oczach przedstawiciela ukraińskiej ambasady, co było raczej złą lekcją. Obecnych było tam jednak wiele innych osób odwołujących się do hasła walki o wolność – m.in. były redaktor Józef Herold.

 

Z mojej wiedzy wylegitymowano dwie osoby, które trzymały kartki z napisem ,,Dąb poświęcony ofiarom ukraińskiej rzezi Polaków na Wołyniu”. Jedna z nich w czasie sadzenia dębu powiedziała, że ,,Bandera byłby dumny”, nawiązując do gloryfikowanej przez oficjalne ukraińskie władze, postaci bandyty, który odpowiada za bestialskie wymordowanie ponad 100 tys. Polaków. Jak ustaliłem, wylegitymowanym nie powiedziano jaki paragraf mogli naruszyć, choć zgodnie z rozporządzeniem ministerialnym, powinna pojawić się taka przesłanka – jeżeli Straż Miejska zamierza podjąć legitymowanie.

 

Próbę podjęcia legitymowania podjęto także wobec prof. Romana Kotzbacha, bydgoskiego lekarza, którego rodzina doświadczyła okrucieństwa zwolenników Bandery, od pewnego czasu bohatera narodowego Ukrainy. Profesor Kotzbach trzymał w ręku tylko kartkę ze wspomnianym wcześniej napisem. Kotzbach działał w przeszłości w opozycji antykomunistycznej. Strażnicy odstąpili jednak od interwencji, gdy postronne osoby zaczęły zdarzenie filmować i zadawać im pytania – kto wam wydał rozkazy? Odpowiedzi żadne z ust strażników jednak nie padły. Doskonale ich jednak rozumiem, gdyż znaleźli się w dość niekomfortowej sytuacji – rozkaz trzeba było wykonać, bo inaczej można było się spodziewać konsekwencji służbowych.

 

Zdaniem radnego Stefana Pastuszewskiego, który obserwował uroczystości, postawa profesora Kotzbacha nie budziła żadnych przesłanek, które uzasadniałyby jego legitymowanie – Nie widziałem co się działo po uroczystościach, bo były one dla mnie żenujące, dlatego dość szybko je opuściłem – wyjaśnia nam radny – Profesor Roman Kotzbach prezentował postawę biernego protestu, w żaden sposób nie zakłócając protestu, dlatego interwencja wobec niego nie powinna mieć miejsca.

 

We wtorek na posiedzeniu Komisji Bezpieczeństwa i Porządku Publicznego Rady Miasta Bydgoszczy pozwoliłem sobie przedstawić tę sytuację i zadać pytanie o to kto wydał rozkazy, przy okazji oczekując podania podstawy prawnej interwencji wobec prof. Romana Kotzbacha. Zastępca komendanta obiecał na środową sesję Rady Miasta Bydgoszczy przygotować wyjaśnienie. W środę w ratuszu nie pojawił się już żaden przedstawiciel tej formacji.

 

Ciężko jednak oczekiwać, aby podległa prezydentowi miasta formacja, gdyby rzeczywiście jakiś polityk nakazał jej interwencje, publicznie przedstawiła jego nazwisko. Szybciej odpowiedzialność zostanie zrzucona na szeregowych funkcjonariuszy.

 

W Alei Ossolińskich doszło do sytuacji bliższej ukraińskim standardom, gdzie obywateli władza trzyma krótko. Tak też przed gośćmi z Ukrainy zaprezentowali się przedstawiciele naszych polskich władz.